środa, 1 sierpnia 2018

Dzien trzeci lajtowo, gorąco i burzowo

Trasa: Schronisko pod Durbaszką - Szafranówka - Schronisko PTTK Orlica - Szczawnica - Czerwony Klasztor - Sromowce Niżne.


Nie mamy dziś długiej trasy. Czeka nas około 20 km i to w większości po płaskim. Po wczorajszym dniu właściwie czujemy się super. Przez noc organizm się zregenerował. Postanawiamy zjeść  spokojnie śniadanie i na szlak ruszamy dopiero przed 9. Śniadania w Durbaszce to solidne porcje. Ogólnie ośrodek zrobił na nas miłe wrażenie. Jest to ośrodek dla młodzieży więc nie można tu kupić alkoholu, ale wcale miejsce na tym nie traci. Tu na pewno nie natkniemy się na suto zakrapiane imprezy integracyjne ;-).

I fajne koty są, to znaczy jeden ale wydawało mi się, że widzę drugiego ...

Widoki stąd bajeczne. My jednak wychodzimy na trasę we mgle. Jest tajemniczo i rześko. W miejscach w których warunki pogodowe nie do końca pozwalają na obejrzenie mi wszystkich walorów obiecuję sobie, że tu jeszcze wrócę. Tak też jest tym razem. Oboje z Przemkiem zgodnie przyznajemy, że wracamy tutaj może nawet tej zimy. 




Dochodzimy do niebieskiego szlaku i kierujemy się w kierunku Szczawnicy. Niebieski szlak łączy się z żółtym, gdy mijamy Wysoki wierch, od strony słowackiej, by potem znów samotnie wić się wśród wzgórz, gdyż wkrótce żółty ponownie odbija do Szlachtowej.

Małe podejście na zbocze Wysokiego Wierchu, a potem znów wypłaszczenie. W pewnym momencie mijając kolejną mini bacówkę widzimy białego psa, biegnącego w naszym kierunku. Jak się okazało pokojowo nastawionego i towarzyskiego. Pies doprowadził nas prawie do Szafranówki raz po raz znikając gdzieś w zaroślach lub lasach, to znów wyskakując tuż przy nas, merdając ogonem. Czyżby taktował nas jak swoje owieczki, które trzeba od czasu do czasu sprawdzić?



Na wysokości Palenicy przed Szafranówką robimy sobie przerwę na kawkę. Tutaj widzimy już wzmożony ruch, gdyż na Palenicę wjeżdża kolejka. Zimą jest tutaj ośrodek narciarski. Rozkładamy się ze sprzętem "do kawy" na kawałku betonu - podestu słupa. Ach ten aromat kawy :-) do tego ciasteczka, taaaakie widoki i mogę teraz iść bez przerwy do samego wieczora ;-)




Po przerwie idziemy dalej i w miarę szybko docieramy do Schroniska PTTK Orlica. wcześniej na Szafranówce podziwiamy widoki, jednak poranna mgła zostawiła mocną wilgotność w powietrzu. 
W schronisku Orlica byłam  w wieku 18 lat. Jednak nie do końca pamiętałam czy było takie zadbane jak w tej chwili.



Ponieważ schronisko reklamuje się zimnym słowackim piwem, a nam zaczyna już doskwierać upał zatrzymujemy się na kolejną przerwę. Przy okazji oczywiście uzupełniam pieczątki w książeczce GOT.


Schodzimy do Pawilonu wejściowego w Szczawnicy przed wejściem na teren Parku Narodowego. Kupujemy wstępy, pieczętujemy książeczki i oglądamy wystawę. Jest tam miedzy innymi makieta przełomu Dunajca i Pienin. Przemek fotografuje zdjęcia drzew, bo jak się przyznał czasem ma jeszcze problemy z ich nazewnictwem.


 

Wchodzimy na drogę do Czerwonego Klasztoru tzw. Drogą Pienińską. Ruch jest bardzo duży: spacerowicze, rowerzyści. Jest odcinek, w którym na chwile rozłączają się trasy piesza i rowerowa jednak w większości trzeba uważać na rowerzystów a rowerzyści na pieszych. w pewnej chwili najechała na mnie dziewczynka. Na szczęście nic wielkiego się nie stała, chyba była bardzo wystraszona. Jeśli kiedykolwiek będę miała ochotę wybrać się tą trasą na rowerze to wybiorę wczesne godziny poranne. Na Dunajcu również ogromny ruch. Tratwa za tratwą, pontony i kajaki. Widoki na Pieniny bardzo ładne. Widać jak bardzo malownicze to są góry. Przemka męczy asflat i ubita droga. Mi idzie się dziś bardzo dobrze. Ramiona nie bolą od plecaka. Jedynie upał daje się we znaki. 














Dochodzimy do Czerwonego Klasztoru skąd pierwszy raz w całej okazałości widzimy Trzy Korony - jeden z naszych celów jutrzejszego dnia.



Pole namiotowe w czerwonym klasztorze iz widokiem na Trzy korony. Pol namiotowych jest po słowackiej stronie dwa. Obydwa widać, że zadbane, piękna zielona trawka, widać było, że są sanitariaty. Tak naprawdę to nie wiemy, gdzie dzisiaj śpimy. To było jedyne miejsce, w którym nie zrobiłam rezerwacji. Wcześniej myślałam, że będzie w schronisku Trzy korony jednak, gdy dzwoniłam w kwietniu wszystko już było zajęte. Plan był taki, że śpimy w hamakach właśnie na polu namiotowym po stronie słowackiej lub polskiej,ewentualnie gdzieś na dziko. Nasze rozważania przerywa jednak Przemek wskazując dosyć ciemne niebo, które w tej chwili wyłoniło się zza skał naszym oczom. Dochodzimy do budynku Czerwonego klasztoru. Upał dzisiejszego dnia wskazywał na burze. Tak też mówiły prognozy no i te chmury. Wiadomo, że w hamaku to nic nas nie ochroni przed deszczem.



W pierwszej chwili chcieliśmy zwiedzić zabudowę Czerwonego klasztoru jednak postanowiliśmy wykorzystać czas na poszukanie noclegu w Sromowcach. siadamy w Krcme pod Lipami ze słowackim piwkiem. Pół godziny dzwonienia i udało się. Jedna z osób do których dzwoniliśmy z informacji z internetu podała nam numer do osoby, której dziś ktoś odwoła przyjazd. godzinę później byliśmy już na kwaterze. Okazało się, że kwatera jest już prawie w Sromowcach Średnich dlatego zamiast planowanych 19 km zrobiliśmy dzisiaj prawie 21. Zanim jednak docieramy przechodzimy przez most i podziwiamy panoramę Trzech Koron z rożnych perspektyw.



Zanim jednak docieramy przechodzimy przez most i podziwiamy panoramę Trzech Koron z rożnych perspektyw.


Mijamy piękny zabytkowy kościołek. 



Po szybkich zakupach docieramy do kwatery. Pół godziny później rozpętała się burza, a intensywny deszcz padał trzy godziny. Bardzo się cieszymy, że siedzimy w suchym i przytulnym miejscu.



Oto nasza dzisiejsza trasa:

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz