niedziela, 26 czerwca 2016

Turbacz - dopełnienie wyprawy w Tatry 26-27.06.2016 r.

26.06.2016 r. pożegnaliśmy Tatry tj. schronisko Murowaniec delektując się pysznym ostatnim śniadaniem i ruszyliśmy z plecakami z powrotem w kierunku Kuźnic i naszego samochodu najpierw szlakiem niebieskim potem niebiesko-zielonym. Dwa razy złapał nas letni ożywczy deszczyk, który odświeżył nasz marsz w dół. Raz po raz oglądaliśmy się za siebie żegnając się z Tatrami ale przecież nie na zawsze ...

 Las niczym dżungla równikowa
 Nasi kochani tragarze.

Z Koninek wyruszyliśmy około 15 godziny skracając sobie trochę drogę podjazdem wyciągiem pojedynczym krzesełkowym, który podobno ma iść do muzeum.


Do schroniska dotarliśmy dopiero przed 19 tą, ledwo załapując się by zjeść coś w stołówce bo czynna własnie do 19 za to warto było - takie pyszności.. Ale po kolei najpierw nasza trasa. Po drodze robiliśmy mnóstwo przerw na picie i jedzenie. W pewnym momencie zobaczyliśmy symboliczny pomnik pamięci katastrofy lotniczej w 1973. 



Chmury zaczęły się rozpraszać i przy samym podejściu pod Turbacz mieliśmy piękne słońce i widoki. Z zachwytem zauważyłam, że widać nawet Tatry, które żegnaliśmy z rana. Sam Turbacz oprócz przyjemnego miejsca na przerwę w wędrówce i osobliwego posągu "szczytowego" nie jest jakimś charakterystycznym szczytem. 




Myślę, że o wiele lepsze miejsce na widoki to położony 5 minut dalej schronisko na Turbaczu. Nie pamiętałam faktu, że jest aż tak duże. Dotarliśmy zmęczeni ale oczywiście usatysfakcjonowani przebytą trasą. Usiedliśmy w stołówce i zamówiliśmy jedzenie jednocześnie podziwiając widoki przez okno i obiecując sobie, że po obiadokolacji wyjdziemy jeszcze posiedzieć i kontemplować widoki jeszcze. Nagle znowu nie wiadomo skąd przybyła chmura i niczym wielka kurtyna zasłoniła nam spektakl widokowy i szansę na zachód słońca. Resztę wieczoru spędziliśmy więc ubrani w polarach, we mgle, z zimnym piwkiem w ręku, które w pewnym momencie mieliśmy ochotę zamienić na grzane :-) Za to samo Schronisko zrobiło na nas ogromne wrażenie. Jest duże, zadbane, a serwowana tam kuchnia przebija wszystkie jakie do tej pory miałam okazję próbować w schroniskach. Wszystko było przepyszne i żurek i stek w kurkach i kotlet zw sosie oscypkowym i naleśniki z jagodami. Wielki ogromny plus za kącik dla dzieci, za świetną "świetlicę". Spokój i cisza ... W Murowańcu czułam się miejscami jak w Mrowisku, za to tu wypoczęliśmy delektując się wieczorem w ciszy. 
Od nas Schronisko na Turbaczu otrzymuje odznakę najlepszego schroniska w 2016 roku.
 Wystawa miniaturowych schronisk;
 Przed głównym wejściem:
Wszystko co miłe szybko się kończy i następnego dnia, po pysznym śniadaniu, wracaliśmy  z powrotem do samochodu, tym razem szlakiem niebieskim przez Halę Turbacz. W Gorcach nadal było mgliście i pochmurno ale my mieliśmy cudowne humory a mgła dodawała ciekawego efektu do naszej wędrówki. Sami zresztą zobaczcie jakie formy potrafią przybrać przedmioty i natura drzewo gdy otulone są chmurą.

 Mgła:





 Przeszkody na szlaku nam nie straszne:






sobota, 25 czerwca 2016

Tatry wysokie dzień drugi - 25.06.2016 r. czyli o tym jak zdążyć na mecz Polska-Szwajcaria?

Pobudka stosunkowo wcześnie rano, tak aby zdążyć przed kolejkami na śniadanie, szybko zjeść i ruszyć w drogę. śniadania w murowańcu są cudowne. Zestawy z takimi bułeczkami i tak pachnąca kawą w środku Tatr! Dziękujemy! Długo myślałam nad trasą  w Tatrach Wysokich, która byłaby odpowiednia dla naszych chłopców. W końcu miał to być ich pierwszy kontakt z Tatrami i to w dodatku od razu z Wysokimi. Myślałam o Przełęczy Krzyżne ale na koniec stwierdziłam że trasa tam i z powrotem do Murowańca byłaby zbyt długa i  mecząca. Patrząc na mapę obmyśliłam trasę i nawet zasięgnęłam opinii na e-góry ;-) Trasa przebiegała kilkoma szlakami: niebieski ze schroniska nad Czarny Staw Gąsienicowy, czarny na Karb (1853 m. n.p.m.), ponownie niebieski w dół do Zielonego Stawu Gąsienicowego, znowu czarnym na Przełęcz Świnicką, z Przełęczy już czerwonym na Liliowe, potem zielonym na Dwoiśniak i żółtym już znanym z wczorajszego dnia do Schroniska. Jak dla mnie trasa była rewelacyjna na pierwszy kontakt dzieci z Tatrami. Mówiąc dzieci mam na myśli takie, które już miały obycie z górami szczególnie tymi skalisto-kamiennymi i mają w dobra kondycję. Jeśli chodzi o ekspozycje to jedynie na Przełęczy Świnickiej można doświadczyć większej ekspozycji. Kuba i Bartek byli zachwyceni trasą, widokami i dumni z siebie, że pokonali bądź co bądź trudną dla nich trasę. Dwa odcinki wymagają tutaj kondycji. Pierwsza to podejście z Czarnego Stawu Gąsienicowego na Karb i tutaj trudy wynagradzały nam widoki na pozostawiony coraz niżej Czarny Staw. Na Karbie podziwialiśmy ludzi, którzy szli na Kościelec - sama góra robiła niesamowite wrażenie takiej trudnej do zdobycia i ostrej jak jej szczyt. Sam Czarny Staw jest przepiękny, zresztą prawie każdy staw górski jest w swój sposób malowniczy. 















Z Karbu po małej przerwie zaczęliśmy z powrotem schodzić w kierunku doliny Gąsienicowej, stawów: Zielonego, Długiego i Kurtkowca. Słoneczko mocno przygrzewało, a widoki były przepiękne. Chłopcy korzystali z potoczków górskich, tych mniejszych i większych i w pewnej chwili dla ochłody zmoczyli sobie nawet czapki z daszkiem. Kiedy zeszliśmy z niebieskiego na szlak czarny, już widzieliśmy przed sobą Świnicę i Przełęcz Świnicką, a wysokość robiła na nas wrażenie. Fakt, że mamy się tam wdrapać robił jeszcze większe wrażenie. Szlak czarny na Przełęcz Świnicką jest niesamowity. Z jednej strony narastająca ekspozycja a z drugiej skały do których czasem nawet przytulaliśmy się przy przechodzeniu przez skały. To był najbardziej wymagający i meczący ale całkowicie do przejścia nawet, tak jak wcześniej pisałam, dla dzieci w wieku moich chłopaków czyli 8 i 10 lat, wysportowanych i z kondycją. W końcu osiągnęliśmy Przełęcz Świnicką. Tatry pokazały nam się w całej okazałości, nie tylko widzieliśmy większa część Doliny Gąsienicowej ale też piękną Świnicę, Pośrednią Turnię i Tatry Słowackie. 
















Chłopcy mimo, że chwilowo zmęczeni to jednak gdy usłyszeli, że zdobyli swoje pierwsze 2 tys. m. n.p.m., na ich buziach pojawiła się wielka duma. Po sesji zdjęciowej i małym odpoczynku ruszyliśmy czerwonym w kierunku obiecując sobie z Przemkiem, że kiedyś tu wrócimy i zdobędziemy Świnicę. Na Przełęczy Liliowe z niepokojem stwierdziliśmy, że od strony Świnicy zbliżają się dziwnie ciemne chmury, a w oddali słychać grzmoty nadchodzącej burzy. W jakim kierunku szła nie wiedzieliśmy. Stwierdziliśmy jednak, że nie chcemy ryzykować i Beskid, którego chcieliśmy jeszcze zdobyć musiał poczekać na inną okazję. Skierowaliśmy się z powrotem w kierunku doliny szlakiem zielonym z Liliowego. To niesamowite i często nie doceniana teza ,że w górach pogoda potrafi się zmienić w ciągu 15 minut, a chmury potrafią przybyć nie wiadomo skąd. Przecież ledwie 15 minut wcześniej byliśmy na Przełęczy Świnickiej i wtedy Świnica zasłaniała chmury i nic nie wskazywało na nadchodzącą burzę. Faktem było, ze w prognozach były ostrzeżenia przed burzami, stąd też nasza nie za długa trasa, gdzie w kilku momentach można spokojnie zejść na szlak powrotny do schroniska. Mimo chmur widzieliśmy że ludzie dalej idą w kierunku Świnicy ... W ciągu paru minut zerwał się wiatr i ochłodziło się o parę stopni, więc założyliśmy kurtki przeciwdeszczowe. 














W drodze do schroniska widać jednak było, że chmury poszły w drugim kierunku, za to do Schroniska zdążyliśmy tuż przed meczem Polska-Szwajcaria, w ramach Euro 2016. Ach co to był za mecz. Nigdy wcześniej nie czułam takiej górsko-futbolowej atmosfery, gorącej niczym upał. Barwy biało-czerwone, emocje na twarzach, czasem uśmiechy, czasem zdenerwowanie. Niestety zarządcy Murowańca nie pomyśleli o tym by telewizor przenieść do większej sali przynajmniej na czas meczy Euro 2016. Większość miejsc była już zarezerwowana a my oglądaliśmy z opóźnieniem kilku sekundowym na naszym tablecie ;-) Za to mogliśmy już na spokojnie oglądać bramki kiedy już wiedzieliśmy z okrzyków, że ta bramka jest. To było cudowne popołudnie i wieczór pełne śmiechu i pozytywnych emocji. Rankiem ciężko było nam się pożegnać z Murowańcem i Tatrami. Bartek i Kuba obiecali, że na pewno tu wrócą.