niedziela, 5 sierpnia 2018

Mogielica dzień, zachód, noc i wschód - 4.08.2018-5.08.2018

Trasa: Półrzeczki - Pod Krzystonowem-Przełęcz pod Małym Krzystonowem - Polana Stumorgowa - Mogielica 1170 m. n.p.m. Mogielica - Jurków - Półrzeczki


Dzisiejsza wyprawa stała pod znakiem zapytania, gdyż po powrocie z czterodniowej wędrówki po Beskidzie Sadeckim, tak jak pisałam w poprzednim poście byliśmy wykończeni. W głębi duszy liczyliśmy jednak na to, ze organizm, co by nie powiedzieć trochę wytrenowany, szybko się zregeneruje. tak też się stało. Po nocnym odespaniu trudów, nawodnieniu organizmu, zażyciu podwójnej dawki magnezu wstaliśmy prawie jak nowo narodzeni. Jeszcze przed wyjazdem planowaliśmy iść na kolejny szczyt do Korony Gór Polski. Tak aby w lato do naszej puli szczytów doszły jeszcze trzy: Wysoka (Pieniny), Radziejowa (Beskid Sądecki) oaz właśnie Mogielica. do tego oczywiście doszły jeszcze plany nocowania w lesie, tak na dziko, w hamakach, co nie udało nam się w Pieninach (w Czerwonym Klasztorze) czyt.: Dzień trzeci - Pieniny . Zjedliśmy szybkie śniadanie z pozostałości, które nam zostały. Jakoś nie dziwię się, ze zostało nam sporo wafli - były najlżejsze i wcale nie chciałam ich się pozbywać z plecaka ;-) Wybraliśmy trasę na Mogielicę wybierając w miarę łatwy ale nie najkrótszą trasę z Półrzeczek. Ponieważ mieliśmy bardzo dużo czasu, bo przecież mieliśmy na Mogielicy spędzić noc, zdecydowaliśmy się zatrzymać w Tymbarku licząc na coś do zwiedzenia. niestety oprócz rynku niczego tu nie było. Zresztą to kiedyś była wieś. Wokół ryneczku (skweru koło Kościoła i Urzędu gminy) były ciekawe zabudowania. Usiedliśmy na ławce z lodami nazwanymi domowymi, jednak jak dla mnie były przesłodzone. Doszliśmy do wniosku, że brakuje nam jeszcze kawy więc zatrzymaliśmy się w  na mrożoną kawę pod drodze w zajeździe w Dobrej. Naprawdę leniwy dzień. Zaparkowaliśmy w Półrzeczkach tuż przy wejściu na zielony szlak. Małe pobocze, stał tam tez inny samochód. 





Zielonym szlakiem wzdłuż rzeki szliśmy do miejsca Pod Krzystonowem, gdzie zielony szlak odbijał do Bazy Namiotowej Polana Wały. 

     


     




My szliśmy dalej szlakiem żółtym. Było ciepło ale nasze plecaki zredukowane do dwudniowego minimum nie ciążyły tak bardzo jak w czasie ostatnich paru dni. Na Przełęczy pod Krzystonowem do naszego żółtego szlaku dołączył niebieski. Kiedy natrafiliśmy na Polanę Stumorgową nagle między naszymi stopami zaczęły przebiegać setki małych zielonych jaszczurek. Były przeurocze. Niestety tak szybkie, że udało mi się je tylko nagrać. Zdjęć nie mam. Ale za to ciekawostka o tej polanie: w czasie II wojny światowej polana była miejscem zrzutów alianckich dla działających w tym rejonie partyzantów. I jeszcze ciekawostka o samej Mogielicy: Jej oficjalna nazwę tłumaczy legenda, że na jej stokach grzebano ciała samobójców i tych, którzy odeszli z tego świata bez sakramentów, więc według dawnego obyczaju nie mogli być pochowani w poświęconej ziemi. Mogielica nazywana bywa też – „Mogielnicą”. Nieprawidłowo, choć ta wersja nazwy znajduje uzasadnienie zarówno w legendarnej etymologii, jak i w starszych zapiskach.


Nasze zainteresowanie wzbudziły ciekawe formy skalne: 

Naszym oczom ukazała się też Mogielica i towarzyszył nam widok prawie cały czas aż do ostatniego podejścia.




Jest i wieża:

Po drodze mijamy miejsce widokowo-postojowe z ławeczkami.

W końcu dotarliśmy na miejsce. Ucieszył nas widok przygotowanego paleniska. Pierwsze kroki skierowaliśmy na wieżę zastanawiając się ile razy jeszcze dziś na nią wejdziemy.
Wieża oferuje rzeczywiście wybitne widoki. 

Nawet Tatry widać.





Po pobycie na wieży zeszliśmy i przygotowaliśmy nasze małe obozowisko. Wysprzątaliśmy wokół paleniska, przynieśliśmy z lasu drewno i chrust na rozpałkęPrzygotowaliśmy sobie kawę i mały obiad składający się z zupki, gorącego kubka, wafli. 


Mieliśmy dużo czasu by penetrować trochę okolice wieży. W czasie tego popołudnia i wieczoru odwiedzających szczyt osób było całkiem sporo ale tłumami tego bym nie nazwała. Poszukałam tez informacji w internecie na temat Mogielicy: Mogielicę można spotkać pod różnymi nazwami. Miejscowa ludność nazywa ją Kopą, ze względu na charakterystyczny kształt. W starszej literaturze występuje pod nazwą Mogilnica. Wysokość szczytu to 1170 m n.p.m.

                         







Obok wieży widokowej znajduje się tablica upamiętniająca wypadek samolotu wojskowego z roku 1944. Niemiecka maszyna Heinkel 111 H11 rozbiła się o górę podczas lotu szkoleniowego nad terenem Beskidu Wyspowego. Wskutek tego wypadku śmierć poniosło pięć osób, które zostały pochowane na cmentarzu w Krakowie. Przyczyna katastrofy do dnia dzisiejszego nie została jednoznacznie stwierdzona, ale z zeznań naocznych świadków mogła to być awaria maszyny. Relacjonują oni, że maszyna zaczęła obniżać pułap lotu, a za nią widoczny był czarny dym. Maszyna została także rozkradziona przez partyzantów stacjonujących w pobliskich lasach. Łupem padła przede wszystkim broń zamontowana w samolocie. Wskutek tych działań została przeprowadzona rewizja wśród ludności cywilnej. Niestety nie obyło się bez ofiar.



Czas na ognisko i kiełbaski: Pyszna była.

Im bliżej zachodu słońca tym więcej osób zaczęło przychodzić na szczyt. Stwierdziliśmy, że i my idziemy na górę wieży. Na dole przeczytałam, że na wieże może wejść jednorazowo 12 osób. Hmmmm ...







Siedzieliśmy sobie lub stali czekając na zachód. Nad horyzontem ukazały się chmury wiec zachód mógł być wcześniej niż normalnie. Na noc nie zapowiadali burz a to najważniejsze.



Cudowne są takie chwile, gdy można w spokoju i bez pośpiechu kontemplować piękno. Na szczycie oprócz nas była para oraz spora grupka znajomych. Ich wiedza na temat otaczających nas szczytów świadczyła, że dużo chodzą po okolicach i ogólnie po górach. Ech wszystko tak pięknie było widać i Gorc i Babią Górę i Pieniny.





Gołębie widoczne na poniższych zdjęciach przyleciały w trakcie oglądania zachodu słońca. Widać było że były bardzo zmęczone. To były gołębie do tzw. lotów ... Osadziły się na przedostatnim podeście i praktycznie nawet nie zwracały uwagi na przechodzące osoby. 






A tu Tatry, a na pierwszym planie szczyt (dla nas do zdobycia) Gorc.



Słońce zaszło, ludzie poszli z powrotem w doliny a my zostaliśmy sami na górze. Zrobiło się cicho i spokojnie. 
Sesja z ogniskiem: 







 A oto nasze dzisiejsze legowisko:



Jaka była noc? spokojna i cicha. nie słyszałam żadnych zwierząt ... chrapanie Przemka skutecznie chyba wszystkie wystraszyło. Musze przyznać, że hamaki nadają się świetnie do spania. Mieliśmy modele z Decathlonu dokładnie takie: Hamak Decathlon jeden w kolorze niebieskim, drugi ciemnozielonym. Do tego śpiwór i muszę przyznać, że było mi ciepło. dopiero poranny rześki wiaterek sprawił, że zasłoniłam się cała jedną stroną hamaka. Wstaliśmy jeszcze przed brzaskiem. Za nami wchodzili już ludzie na poranny spektakl wschodu słońca. Jednak to co zauważyliśmy od razu to fakt, że gdzieś nad Beskidem Śląskim i końcówką Żywieckiego błyska się ... Osoby z aparatami z mocniejszym obiektywem zamiast robić zdjęcia wschodu skupili się na łapaniu błyskawic które rzeczywiście były efektowne. Efektowne i coraz bliższe. 







Z uwagi na coraz bardziej zbliżająca się burze już od strony Gorców schodzimy z wieży, pakujemy się w ekspresowym tempie i bez śniadania schodzimy do Jurkowa by potem dotrzeć do Półrzeczek.
Trochę popadało i pogrzmiało ale generalnie burza przeszła bokiem i chyba nawet nie dotarła na Mogielicę. tym sposobem przy samochodzie byliśmy już o godz. 8 rano ...
A tu nasza trasa:


Podsumowanie naszej beskidzko-pienińskiej wyprawy:
1. Trzy szczyty do Korony Gór Polski.
2. 6 dni w górach 3. 121,36 km w nogach
3. 5375 m podejść i 5424 m zejść
4. Kolejne umacniające nas przekonanie, że polskie góry są przepiękne i tyle ich jeszcze chcielibyśmy zobaczyć i przejść.

Naprawdę wybornie.
A oto link do tras GPS:
Półrzeczki-Mogielica
Mogielica-Półrzeczki






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz