niedziela, 1 marca 2020

Zimowe Tatry - dzień 2 - czyli o tym, że zmiana planów wcale nie jest zła ... 29.02.2020

Lubicie wiatr w górach? Nie? Dlaczego? ;-)
Dzisiejsze plany zakładały jedno: wstajemy wcześnie, aby dać sobie czas na ewentualne zmiany tras, zejścia lub alternatywy wydłużenia. Prognozy zapowiadały się całkiem dobrze, poza jednym szczegółem: wiatr. Każdy model podawał coś innego ... ale sporo prognoz zapowiadało wiatr i powiewy. Jakie? O tym mieliśmy się przekonać. Nasze ekipa zresztą o wietrze i halnym co nieco już wie ... Może mają szczęście do niego?
Plan zakładał przejście Doliną Chochołowską, potem wejście na Grzesia (spoko górka) potem przejście na Rakoń i z powrotem do Doliny. Wstaliśmy wcześnie i jeszcze przed 7 zameldowaliśmy się na parkingu w Dolinie. Tu parkingi tańsze, jedyne 10 zł. Pogoda rzeczywiście zapowiadała się ładna. Ruszyliśmy więc Doliną. Oprócz jednego kolegi wszyscy byliśmy tu po raz pierwszy. Dolinka jak dla mnie trochę podobna do Kościeliska. Na pewno dłuższa. I hmmm widoki jednak ładniejsze. Z tego co przestudiowałam mapy i blogi, dolinka jest świetnym punktem wypadowym własnie na Grzesia, Rakonia, ale też na Wołowiec, na który nie wiadomo dlaczego ale bardzo mnie ciągnie ... Ale raczej letnimi porami roku. 
Mijaliśmy całkiem sporo ludzi albo oni nas mijali. Przy tej pogodzie pewnie każdy miał fajne plany. Szybko dotarliśmy do schroniska. Ostatnie podejście do schroniska daje sporo satysfakcji ;-)
Schronisko bardzo ładnie położone. Ładne, takie kamienne, jak większość schronisk w Tatrach. Całkiem spore doczytałam, że mają 121 miejsc noclegowych.
Robimy małą przerwę na drugie śniadanko. Miedzy batonem, orzechami a łykiem herbaty nagle usłyszeliśmy szum. to wiatr, bardzo mocny powiew. Podniósł w górę śnieg z polan, zawirował gałęziami drzew i ucichł. Dalej mam nadzieję, że to będą tylko powiewy.
Ruszamy na Grzesia. Zakładam raczki, wyciągam kijki. Nawet się nie zorientowałam jak zostawiam chłopaków z tyłu. 




Idę, a nogi same mnie niosą mimo, że ciągle pod górę. Słońce cudownie świeci ale coraz częściej czuję też podmuchy wiatru. Większa część drogi prowadzi przez las i zdaję sobie sprawę, że tu nie czuć wiatru ale on jest. Dowodem na to były kłęby czegoś białego nad szczytami. to białe coś to śnieg wznoszony przez wiatr. Mocny wiatr. Jednak moją uwagę zwróciło coś innego. Bardzo okazały i ładny szczyt który co chwilę wyłaniał się w miejscach odsłoniętych od drzew. Najpierw zapytałam o niego skitourowców ale nie wiedzieli co to za szczyt. Potem mijałam większa grupkę, spytałam się i usłyszałam od najbardziej obeznanego pana, że to Kominiarski Wierch. Szczyt w rezerwacie zamkniętym, na którego nie ma żadnych szlaków. Piękny prawda?




Zimowe Tatry - dzień 1 - prawie jak w Narnii - 28 lutego 2020

Miały być Karkonosze... plany wyparła jednak propozycja znajomych - propozycja nie do odrzucenia czyli zimowe Tatry. Jakiś czas temu stwierdziliśmy, że zimowe poznawanie gór będziemy zaczynać od Sudetów i Beskidów a tu już drugi wyjazd w śnieżne Tatry. Po jakimś czasie doszliśmy jednak do wniosku, że w Tatrach też są łagodne szlaki i szlaki dla tzw. początkujących. Jednak zimą wszystko może być inaczej o czym przekonacie się czytając nasz drugi wpis.
Przede wszystkim planując wyjazd dosyć wcześnie, to znaczy na miesiąc przed wyjazdem, nie mogliśmy założyć gwarancji dobrej pogody. Dlatego nawet wcześniejsze plany mogły się zmieniać jak w kalejdoskopie, w momencie zmiany czy załamania pogody.
Jednak pogoda nie była zła ... Tak mogę podsumować naszą wyprawę ...