niedziela, 5 listopada 2017

Góra Kłodzka i Kłodzko - 4.11.2017

Pogoda nie rozpieszcza nas tej jesieni, więc w momencie w którym zapowiadali w miarę fajny weekend pomyśleliśmy, że można się gdzieś wybrać. Na przykład zaliczyć jakiś szczyt do KGP. Wahaliśmy się między Rudawcem, Kowadłem, a Kłodzką Gorą. Ta ostatnia wygrała z opcją, że jak nam wystarczy czasu jedziemy do Kłodzka zwiedzić Twierdzę. Tak więc sobota miała nam upłynąć w kłodzkiej atmosferze, w Górach Bardzkich. Prognozy pogody mówiły, że będzie przewaga słońca i w miarę ciepło nawet do 10 stopni. W momencie, kiedy zjechaliśmy w kierunku Przełęczy Łaszczowa już widzieliśmy za oknem, że drzewami miota dosyć silny wiatr. poczuliśmy go na parkingu ale łudziliśmy się, że w lesie nie będzie go aż tak bardzo czuć. To był wietrzny spacer. Ale mimo wszystko bardzo podobała nam się trasa. Z szumiącymi drzewami, niepokojącym odgłosami wiatru, stosami liści unoszonymi przez wiatr niczym malutka trąba powietrzna. A propos trasy do tej przełęczy to z drogi 46 w miejscowości Jaszkówka GPS poprowadził nas koło zajazdu Kukułka. zajazd jest o tyle ciekawy, że istniej już sporo lat - Przemek pamięta go z czasów gdy jeździł na narty do Zieleńca z rodzicami, czasem zajeżdżali w to miejsce na obiad. Natomiast to co mnie tu zainteresowało to obłędny widok z tego miejsca na Kłodzko w nocy. I ogólnie ładne usytuowanie. 
Żródło zdjęcia: http://feniks.bikestats.pl/c,23461,Samotnie,9.html 

Obiecałam sobie tam wrócić.
My jednak jechaliśmy dalej przez Wojciechowice, krętymi drogami aż na Przełęcz. Jest tam mały parking, można się zatrzymać jako punkt wypadowy. Ruszyliśmy pod górę. Od razu się rozgrzaliśmy, bo podejście na początku było dosyć zacne.

 Ostra góra i nadal wieje.
 Kuba przodownik - nabrał siły po herbatce i dawaj przed siebie.

Widok na wchód:


 Jak widać na zdjęciach jesień już bardziej bura niż złota ale nadal to jesień.



Szlak jest raczej dobrze oznakowany natomiast z Kłodzką Górą trzeba uważać, bo bardzo łatwo można ją minąć. Na szczęście, jak to ja, lubię wcześniej przed wycieczką poczytać  blogi górsko-wędrownicze i z jednego z nich dowiedziałam się, że sam szczyt Kłodzkiej Góry jest ciutkę ukryty w lesie, a nie bezpośrednio przy szlaku.

W momencie  zejscia na żółty szlak trzeba szukać na ziemi oto takiego znaku: ciężko go nie zobaczyć ;-) No chyba że jest śnieg. Wchodzimy wtedy w las i szukamy znaku i skrzynki.

Przejście jest dosyć przetarte wiec nawet w śniegu myślę że każdy trafi.
Ta skrzynka na górze sprawiła nam fajna niespodziankę. W środku był tusz i pieczątka. Oczywiście strasznie się usmarowaliśmy. Słyszałam że takich skrzynek jest więcej ale często wymagają odnowy. Myślałam o tym, że turyści chętnie zrobiliby zrzutkę na taką inicjatywę.

Wróciliśmy do punktu, gdzie znajduje krzyżuje się szlak niebieski z żółtym i bez oznaczeń zaatakowaliśmy Szeroką trochę posiłkując się nawigacja. Zresztą w obecnej chwili, gdy drzewa są bez liści jakoś łatwiej było namierzyć szczyt Szerokiej (770 m).


Taniec z liśćmi.

Gajnik to kolejny szczyt, przez który przeszliśmy tą trasą. Jak na parę kilometrów to sporo szczytów przeszliśmy.


Zastanawiam się co to za góra w tle panoramy. Czyżby to Wielka Sowa?

Po dotarciu na parking już w samochodzie decydujemy się na przejazd do Kłodzka i zwiedzenie twierdzy. W sezonie jesienno-zimowym zwiedzanie organizowane jest co godzinę więc w oczekiwaniu na naszą godzinę zwiedzania pijemy gorącą czekoladę. Musimy też być w Opolu najpóźniej o 18 decydujemy więc, że zwiedzamy tylko albo aż labirynty.

 Wchodzimy do korytarzy.

Przeszliśmy ponad kilometr z kilkukilometrowej sieci podziemnych chodników kontrminerskich rozciągających się pod stokiem bojowym Twierdzy. Ponieważ zaintrygowało mnie tłumaczenie czym są korytarze kontrminerskie a korytarze minerskie pozwalam sobie na zacytowanie tlumaczenia. Korytarz kontrminerskie to inaczej przeciwminowe. Były kiedyś Chodniki kontrminerskie były niegdyś nieodłącznym elementem twierdzy najczęściej budowane od strony łatwiejszego podejścia do twierdzy. Kiedy twierdza była oblężona, agresorzy aby pokonać fortyfikacje budowali chodniki minerskie, czyli po naszemu podkopy, które faszerowali ładunkami, mającymi za zadanie zniszczyć oblężony fort. I kiedy wróg atakował twierdzę z tej właśnie strony, która jest najłatwiejsza, wtedy pod nimi tunele zostaną wysadzone. Pomysł był dobry, ale widać wróg miał lepszy wywiad i kiedy przepuszczał atak na twierdzę, dokonał tego z mniej dostępnej strony. Przynajmniej tak było w przypadku Kłodzka. Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło, gdyż dzięki temu możemy przespacerować się tymi tajemniczymi korytarzami oraz oglądać je takie, jak zostały wybudowane w XIX wieku
Pani Przewodnik w pewnym momencie prowadząc nas przez ten dziwny labirynt, uprzedza, że można przejść się tak zwanym "korytarzem krasnali", a osoby które nie czują się na siłach, bo np. cierpią na klaustrofobię lub nie mogą się schylać poprowadzi inną trasą. Nie oparliśmy się temu wyzwaniu i ze śmiechem ruszyliśmy tym korytarzem dla krasnali. Słyszałam że niektórzy pokonali go na czworakach. Trzeba przyznać, że przemierzenie odcinka raptem 50 metrowego, który ma wysokość raptem 120 cm istotnie wymaga niezłej kondycji, my jednak poradziliśmy sobie z tym wyśmienicie.  

 Jedną z ostatnich atrakcji było pokonanie części korytarza w ciemnościach bo nagle zgasło światło. Efekt był niesamowity jednak każdy w tej chwili dysponuje komórką a nawet latarką w komórce więc już po chwili pojawiło się światło ratunkowe. Jedno jest pewne sama nie chciałabym zostać w tych korytarzach i to w ciemnościach.

 W drodze do samochodu po wyjściu z Twierdzy podziwiamy jeszcze samo Kłodzko a raczej jego kawałek.




Kłodzko to kolejne miejsce do którego musimy wrócić aby obejrzeć górną twierdzę oraz o czym dowiedzieliśmy się z informacji turystycznej: Podziemna trasę turystyczną. 

Ślad GPS: