niedziela, 2 lipca 2017

Szczeliniec - nasz polski Ayers Rock ;-) 1.07.2017 r.

Tak jak pisałam poprzednio Babcia z wnukami zostali w Radkowie, my wróciliśmy po weekendzie do pracy, ale już w sobotę znów byliśmy w górach Stołowych, by razem zdobyć tym razem Szczeliniec. Na Szczeliniec wybieraliśmy się wielokrotnie, niestety plany nie zostały zrealizowane. Ostatni raz, nie licząc tego tydzień temu w Górach Stołowych byłam w 2003 roku ,a Przemek w jeszcze dalszej historii. Tym razem się udało. Do Radkowa dojechaliśmy ok. 9 godziny i od razu postanowiliśmy jechać do Karłowa by tam zastawić samochód na parkingu. Mój pierwotny plan zakładał dojście na Szczeliniec z Radkowa, jednak sporo osób nam odradzało z uwagi fakt, że po  burzowych deszczach w ostatnich dniach trasa zrobiła się bardzo podmokła.
Czy Wam też Szczeliniec jako taki hmmm płaskowyż przypomina Świętą Górą Aborygenów w Australii. Takich gór na świecie jest pełno, m.in. pamiętam że widziałam taką gorę w Irlandii na wybrzeżu wschodnio-północnym.
W drodze do Karłowa Kuba i Bartek opowiadali o minionym tygodniu spędzonym z Babcią: o kąpieli w Zalewie, o wyprawie na Czechy, o zwiedzeniu Radkowa oraz Kopalni W Nowej Rudzie i o tym że dwa ostatnie dni były niestety deszczowe. Po prostu taki rok, takie lato.
Po zaparkowaniu samochodu w Karłowie wyruszyliśmy na szlak prowadzący na Szczeliniec. Była sobota, więc od samego ranka trwał handel i chłopcy już marudzili, ze zjedliby oscypka z grilla. Oscypek z grilla z rana jak śmietana :-). Wiadomo, że droga na Szczeliniec prowadzi w górę. Szczeliniec jest najwyższym szczytem Gór Stołowych należy też do Korony Gór Polski, do korony Sudetów i pewnie czegoś tam jeszcze. Poza książeczką GOTu póki co nie zdobywamy oficjalnie żadnych koron. Zdobywamy je dla siebie.
 Zaczynają się schody wiec Panowie robią rozgrzewkę.

 Docieramy do Schroniska na Szczelińcu.
 W drodze na Szczeliniec zastanowiły nas taśmy ostrzegawcze, na górze zorientowaliśmy się, że dziś odbywa się bieg górski. Półmaraton w ramach  Supermaratonu Gór Stołowych. w niczym nam to nie przeszkodziło, bo pierwsi zawodnicy mieli tu dobiec dopiero za 2 godziny.
 hmmm zastanawia mnie ta ludzka skłonność do rozrzucania pieniędzy albo wyrzucania je w błoto ;-)

 Wykupujemy wstęp do labiryntu na Szczelińcu i kierujemy się dalej ścieżką. Zapomniałam, że Szczeliniec oprócz widoków gwarantuje takie ciekawe trasy.



 Jak jest czarna dziura to zawsze koniecznie trzeba tam włożyć rękę .. .dla odważnych.

 Słynna małpa stołowa:
 Schodzimy w dół w głąb Szczelińca.




 Na dole dowiadujemy się, że zeszliśmy do ... Piekła ;-)





 Po zejściu ze Szczelińca decydujemy się jeszcze udać do Pasterki. Po drodze spotykamy wiewiórki:
 I biegaczy:
I pomyśleć, że czeka ich jeszcze wbiegnięcie na Szczeliniec i to w ostatnim kilometrze bo tam czeka na nich meta. Rozmarzyłam się, że też bym tak mogła ;-)
 Okazało się, że w Pasterce przy schronisku PTTK był start zawodów.
 Widok na Szczeliniec.
Po bardzo dobrym obiedzie w Schronisku Pasterka ruszamy z powrotem do Karłowa. Schronisko Pasterka szczerze polecam. Jeśli chodzi o gastronomię, to gdybym się nie wstydziła uścisnęłabym rękę kucharzowi lub kucharce. Zresztą czy widzieliście kiedyś takie pierogi ruskie? To nie były pierogi to był jeden pieróg - gigantyczny i przepyszny. Bardzo dobry był też zwykły schabowy i naleśniki ze szpinakiem.
Fajna trasa do Karłowa wśród polan i łąk.

 Szczeliniec z innej perspektywy.
 Zanim obejrzycie następne zdjęcia wiedźcie, że mimo sporego tempa w drodze do samochodu nie udało nam się uciec przed burzą i gwałtownym deszczem. Byliśmy przemoczeni do suchej nitki. Już dawno nie pamiętam bym tak zmokła i to w trzy minuty.
Za to potem las zaczął parować dając takie widoki:



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz