wtorek, 11 lipca 2017

Karkonosze po raz "n" ty. Dzień pierwszy - 7.07.2017

Po chłodnym  i wypełnionym uroczystościami rodzinnymi maju, czerwiec nie przyniósł nam żadnych wypraw z uwagi na fakt, że od 4 czerwca do 9 przebywałam w Rumuni co opisałam w innych postach. Po zakończeniu roku szkolnego odwieźliśmy Babcię z Kubą i Bartkiem do Radkowa w Górach Stołowych gdzie spędzili 7 dni. My rodzice skorzystaliśmy też i w pierwszy weekend zwiedziliśmy Błędne Skały, a w drugi weekend poszliśmy na Szczeliniec i do Pasterki, o czym również w osobnych postach. Raptem 5 dni później byliśmy już w drodze do Karpacza, chcąc zrealizować voucher trzydniowego pobytu w Strzesze Akademickiej, który wygraliśmy w konkursie Turystyczna Rodzinka PTTK. dokupiliśmy jedna noc dodatkowo by spędzić w górach jeden dzień więcej, gdyż mimo, że w Karkonoszach bywamy często to jednak sporo jeszcze przed nami nieprzetartych przez nas szlaków m.in na Okraj. W Karpaczu zostawiliśmy samochód na 4 dni na parkingu przy wyciągu na Kopę - parking Orlinek przy ulicy olimpijskiej. Mogliśmy samochód zostawić nawet w garażu.
Po posileniu się obowiązkowym oscypkiem z nieco dalej stojących "budek góralskich" ruszyliśmy żółtym szlakiem do Strzechy Akademickiej, przeszliśmy kawałek gdy nastąpiła kolejna obowiązkowa przerwa tym razem przy Dzikim Wodospadzie. Ach woda, skałki, kamienie gdzie można usiąść bo przecież po 15 minutach zaczęły już ciążyć plecaki. Po kolejnej serii zdjęć ruszyliśmy dalej żmudną, pnącą się non stop pod górę, drogą z szlakiem żółtym. Przez pewien czas mięliśmy po swojej prawej stronie potok Łomnicę, a po lewej stronie Złoty Potok. Niestety chwile wcześniej zorientowałam się że nie zabrałam aparatu wiec wszystkie zdjęcia z Karkonoszy były robione komórką co całkiem dobrze wypadło.

Bilet wstępu do Karkonoskiego Parku można kupić nawet online.
Wspominamy i zastanawiamy się czy szliśmy już kiedyś żółtym szlakiem. W Strzesze byliśmy dwa razy. W 2005 roku w czasie naszej słynnej wyprawy granią Karkonoszy od Szklarskiej do Karpacza. I w 2011 roku kiedy byliśmy w Karkonoszach 3 dni z dwoma noclegami w Strzesze. Bartuś miał wtedy 3 latka i samodzielnie wszedł na Śnieżkę. A dziś? Dziś patrzę jak moje górołaziki sami niosą całkiem zdrowych rozmiarów plecak i tak jestem dumna z nich mimo, iż wiem że im ciąży a droga ciut się nuży. Żółty szlak nie będzie chyba moim ulubionym.
Kiedy docieramy do Strzechy zostajemy bardzo miło przyjęci przez gospodarza. Musze tu podkreślić, że od samego początku do końca czuliśmy się rewelacyjnie dobrze w Strzesze co w porównaniu z zeszłorocznym Murowańcem, gdzie czuliśmy się jako konkursowi trochę "niepotrzebnym balastem" dla obsługi.
Zjedliśmy pyszny krupnik, a na drugie każdy wziął sobie co chciał. I wszystko było przepyszne.




























W końcu Strzecha!




Po rozlokowaniu się w pokoju i małym odpoczynku oraz przeczekaniu letniej burzy ruszyliśmy na wieczorny spacerek do Samotni i Małego Stawu. I tu też już byliśmy. Ostatni raz w 2013 roku na warsztatach turystycznych rodzinek PTTK. Wtedy mieliśmy noclegi w Samotni. W Samotni byliśmy też w 2009 roku z którego pamiętam moją przygodę z butami i podeszwą ..., która sie odkleiła. Zresztą Samotnia będzie mi się kojarzyć zawsze z niedociągnięciami butów gdyż na tych warsztatach też miałam przygodę. Zapomniałam moich górskich butów zabrać do samochodu i byłam tylko w "trampkach" które w momencie podejścia do Samotni - rozkleiły mi się na tyle, że wyprawa na Śnieżkę planowana na drugi dzień mogła by nie dojść do skutku w moim wykonaniu w tych butach. A więc zrobiłam tak. Z samego rana pobiegłam na wyciąg na Kopę, zjechałam w dół (za darmo kiedy Panowie z obsługi usłyszeli że biegnę do sklepu kupić nowe buty). Kupiłam wtedy sportowe buty z firmy 4F, po czym z powrotem wjechałam na Kopę i dogoniłam nasza grupę i chłopców tuż pod szczytem Śnieżki. Ale trzeba przyznać, że tempo miałam wtedy niezłe. Za pierwszym razem również na drugi dzień zeszliśmy do Karpacza, kupiliśmy górskie porządne buty i zrobiliśmy trasę przez Pielgrzymy i Słoneczniki z powrotem do Schroniska. To parę dygresji dotyczących przeszłości, a teraz wróćmy do naszej Samotni. Jak zwykle to miejsce, czyli Kocioł Małego Stawu, zachwyca mnie niezmiernie. Jest bardzo urokliwe i zjawiskowe. Ostatnie promienie chowającego się za górami słońca wytworzyły piękny obraz cieni, kolorów. Jak w kalejdoskopie zmieniała się barwa skał, kamieni, wody w stawie, drzew.
Po takim spacerze wróciliśmy do Strzechy, gdzie łapaliśmy ostatnie promienie słońca na tarasie. 

taras w Strzesze - uwielbiamy!














Ślad GPS:
Nasze pieczątki:


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz