środa, 28 sierpnia 2019

Wielki-mały powrót w Pieniny - wschód słońca i zamki 27.08.2019


 Schronisko PTTK Trzy Korony – Wąwóz Szopczański – Przełęcz Szopka – Trzy Korony – Przełęcz Kosarzyska - Schronisko PTTK Trzy Korony 6,20 km

Nie ma to jak wejść na szczyt i zejść na śniadanie :-) Bardzo chcieliśmy Kubie i Bartkowi pokazać wschód słońca w górach czyli coś co nas z Przemkiem niezmiennie wzrusza i zachwyca. I dziś się udało. Miała być dłuższa trasa z sokolicą jednak kolano Bartka nie napawało optymizmem wiec zmieniliśmy ilość kilometrów, by nie przeforsować kolana. Idealna wyprawa to własnie wyjście na wschód słońca. Pobudka 3.30 I dawaj na Trzy Korony. Tempo mieliśmy takie, że spokojnie mogliśmy wstać o 4 😜, bo trasę na 1 h 40 minut zrobiliśmy w godzinę i 10 minut. Jest kondycja. 🏋️‍️ Na wschód słońca trzeba było poczekać. Oj tłumy dziś były. :-) Łączyło nas jedno: zachwyt nad pięknem wschodu. Niestety metalowa konstrukcja nie do końca przypadła Bartkowi do gustu, stwierdził w połowie drogi, że nie chce wejść na samą górę. Musieliśmy zrobić plan B. Przemek znalazł miejsce skąd było widać wschód słońca na niżej położonej polanie. My z Kubą czekaliśmy na wschód na zatłoczonej platformie. Oj sporo chętnych było na wschodzie. Nie dziwię się. To jedno z najładniejszych miejsc w Polsce, aby podziwiać to zjawisko. No i te morze chmur. Tak samo było rok temu z tym, że wtedy byliśmy o godzinie 8 na szczycie już po wschodzie słońca – za to rok temu byliśmy sami na platformie. Dopiero jak zaczęliśmy schodzić to ludzie wchodzili na górę. Tym razem już po drodze dogoniliśmy grupkę młodych ludzi – młodzieży.




Tak jak pisałam mieliśmy niezłe tempo podobno podkręcane przeze mnie. Grupkę minęliśmy na Przełęczy Szopka. Odpoczywali przed atakiem szczytowym 😊 My ruszyliśmy dalej. Byliśmy na długo przed wschodem słońca więc weszliśmy na platformę (Bartek czekał na nas w połowie drogi) i zeszliśmy z powrotem, gdyż wiało jednak trochę na samej platformie. Zeszliśmy do budki gdzie w ciągu dnia sprzedaje się bilety wstępu na Trzy Korony i zajęliśmy jedną z ławek. Nasza grupka młodzieży też już zdążyła dotrzeć, potem na wschód doszło jeszcze parę osób… Napiliśmy się herbaty i zjedliśmy słodkie przekąski. Na jakieś pół godziny przed wschodem postanowiłam iść jednak na platformę jednak Bartosz mimo namawiania i zapewniania o bezpieczeństwie nie chciał iść na metalową konstrukcję. Zostali z Przemkiem na dole a potem napisali nam, że znaleźli fajne miejsce na wschód słońca. Mu z Kubą czekaliśmy na górze. Na górze była też dziewczyna z ogromnym lekiem wysokości. musiała się ciągle czegoś trzymać ale podziwiałam ją za samozaparcie.




Światło zmieniało się z każdą sekundą, z każdą minuta. Mieliśmy całkiem zabawnie z grupą młodzieży, którzy co chwilę robili sobie jakieś zżarty więc chcąc nie chcąc my też się śmialiśmy. W pewnym momencie zauważyliśmy że na szczyt Okręglicy wdrapuje się biały pies. Rozpoznaliśmy psa pasterskiego z schroniska Trzy Korony. W ciągu dnia pilnował bacówki a gdy rano wychodziliśmy ze schroniska to był przywiązany przy schronisku. Widać albo nam się wydawało, że był przywiązany albo uciekł 😉 co więcej psina balansował na skałkach po zewnętrznej stronie zupełnie ignorując schody i platformę czym wzbudzała przerażenie co bardziej wrażliwych osób. Ja miałam nadzieję tylko, że on po prostu zna te ścieżki, jest górskim psem i nie spadnie za chwilę z żadnej z przepastnych skał. Parę osób szczególni dziewczyny z grupy młodzieży próbowały go wciągnąć na platformę jednak metalowe kratki jako podłoże chyba nie są zbyt dobre dla psich łap i nie czuł się zbyt dobrze ani na platformie ani na schodach. Jednak dal się pogłaskać podrapać, coś tam nawet podjadł z naszych smakołyków. Pochodził, pochodził i chyba pobiegł z powrotem na dół. Być może taki jego zwyczaj wchodzić z turystami na wschód słońca. A my mogliśmy się skupić na wschodzie słońca. Było i odliczanie jak w sylwestra, które nie do końca się sprawdziło a le w końcu piękna kula naszego Słoneczka wyjrzała zza górskiego horyzontu, najpierw nieśmiało a potem z każdym promieniem jakby szybciej.













Myślę i mam nadzieję, że Kubie i Bartkowi spodobał się ten spektakl. W tak wyjątkowej scenerii. Gdy tylko słońce ukazało się w całej okazałości grupa zeszła na dół, Kuba też chciał już wracać ale Przemek właśnie przyszedł na górę, więc zrobiliśmy sobie jeszcze sesję zdjęciową, a Kuba poszedł na dół do Bartka.



Sarny w dole.


To miejsce Bartka i Przemka:




Tak obstawialiśmy, że słońce wzejdzie na d Radziejową, a ta skałka na prawie pierwszym planie to Sokolica.


Słońce wzeszło idealnie nad Radziejową.




Na środkowym planie pięknie wystająca górzysta wyspa to Golica.



Trasę powrotną zrobiliśmy przez Przełęcz Kosarzyska bo tamta droga jeszcze nie wracaliśmy. Im niżej schodziliśmy tym bardziej magiczny stawał się las, gdyż weszliśmy w te chmury, które widzieliśmy z góry.






Uwielbiam takie rozproszone promienie słoneczne w lesie.


Piękne promienie słoneczne rozproszone między drzewami i chmurami.



Ostatni odcinek przed schroniskiem okazuje się bardzo śliski z uwagi na błoto z glina i wydeptaną czyt. wytartą ścieżkę.





Wróciliśmy po 7 ej do schroniska, więc do śniadania trochę nam czasu zostało. Za to apetyty nam dopisywały i zjedliśmy … wszystko!
Trzy poziomowa kanapka Kuby:
Po śniadaniu i  postanowiliśmy nadrobić trochę snu. Obudziłam się po dwóch godzinach i poszłam zamówić kawkę i posiedzieć trochę przed schroniskiem, podziwiać widoki. Za chwilę mieliśmy ruszyć do "białej damy". Koło mnie leżał rudy schroniskowy kot. Bardzo przypomniał mi naszego Furia, który odszedł rok temu.




Po zjedzeniu paczki ciastek, które musiały byc zjedzone bo się topiły :-) ruszyliśmy do Niedzicy. Ponieważ parking przy zamku był już wypełniony po brzegi skierowaliśmy się na parking przy plaży ciotkę dalej. Stąd można przejść wzdłuż przystani do zamku lub wyjść na ulice i przejść kawałek chodnikiem podziwiając zabudowania Niedzicy m.in. słynną karczmę. Plan był taki by zwiedzić i zamek w niedzicy i w Czorsztynie. Okazało się, że z jednego zamku do drugiego można przepłynąć statkiem. Na taką atrakcję nie mogliśmy powiedzieć nie. Kupiliśmy więc wejście na zamek plus rejs po jeziorze Czorsztyńskim do Czorsztyna i z powrotem. Mieliśmy jeszcze sporo czasu do wejścia na zamek więc poszliśmy na tamę, jak większa część osób która właśnie przebywała w Niedzicy. Tamy nie da się przeoczyć. Według Wikipedii to najwyższa w Polsce zapora ziemna z centralnym uszczelnieniem glinowym. Jej wysokość to 56 m, a długość 404 m. Już sam spacer po takiej zaporze to niemała atrakcja nie tylko dla dzieci. Słyszałam na własne uszy jak parę dzieci zastanawiało się głośno, czy ta zapora może nagle ,,pęknąć” i co się wtedy stanie. Spacer tamą to fajna atrakcja, na deptaku widzieliśmy też ciekawy hmmm mural, przedstawiający wodospad. Dopiero pisząc ten wpis dowiedziałam się, że elektrownię można oczywiście zwiedzać. Zauważyłam, że chłopców bardziej interesuje zwiedzania tzw. muzeów techniki niż typowych „historycznych” muzeów.











Przed wyznaczonym czasem  na zwiedzanie zamku idziemy w kierunku wejścia kupując po drodze kubek pamiątkowy. Pierwsze wzmianki o zamku pochodzą z początku XIV wieku, szmat czasu. Ja byłam tutaj ostatnio 24 lata temu. Byłam tu jeszcze wcześniej kiedy jeziora czorsztyńskiego nie było. Zamek przechodził przez lata z rąk do rąk. Był własnością wspomnianych już Węgrów Berzevicych, potem należał do rodu Horvathów, rządzili nim panowie Łascy, ród Giovanellich i wreszcie na koniec znów węgierski ród Salamonów. Nie podejmę się prób podania chronologicznej kolejności właścicieli. Rody wymieniały się nim, zastawiały go, zostwiały na pastwę rozbójników, odbijały z rąk rozbójników. Szkoda gadać, po prostu przyjmijmy, że zamek ma niezwykle barwne dzieje.




Docieramy do słynnej studni: W głąb studni nie radzi się zaglądać panom, szczególnie tym którzy nie chcą stracić owłosienia swego czerepu. Do studni bowiem wpadła niejaka Brunhilda, wepchnięta tam prawdopodobnie niechcący przez swego małżonka Bogusława. A było to tak: dawno, dawno temu na zamku w Niedzicy zamieszkali młodzi małżonkowie – piękna księżniczka Brunhilda i dzielny książę Bolesław. Poślubna sielanka nie trwała jednak długo, bo Brunhilda – przyzwyczajona do wystawnego życia w pałacu – szybko znudziła się odludną warownią w Niedzicy i zapragnęła bardziej światowych uciech. Swe żale księżna wylewała na nieszczęsnego Bogusława, który całymi dniami musiał wysłuchiwać jej awantur i wiecznych utyskiwań. Pewnego razu Bogusław nie wytrzymał i zaślepiony złością pochwycił żonę i z całej siły odepchnął. Biedaczka wypadła z okna wieży i spadła wprost w otchłań zamkowej studni. Jak wiadomo różne rzeczy w małżeństwach się zdarzają. Skruszony Bogusław wystawał nad studnią godzinami krzycząc w jej głąb “Przebacz mi Brunhildo”. Brunhilda okazała się niebywale wyrozumiałą martwą małżonką, raczyła bowiem wreszcie odkrzyknąć “Przebaczam Ci Bogusławie łysy”. “Łysy, jaki łysy?” pomyślał długowłosy Bogusław i nieco zaskoczony, ale jednocześnie uradowany uzyskanym przebaczeniem udał się na zasłużony odpoczynek. Jakież było jego zdziwienie, gdy na następny dzień spojrzał w lustro podczas porannych ablucji… zamiast grzebienia potrzebował już tylko szmatki do polerowania łysinyPodobno teraz każdy mężczyzna, który ma coś na sumieniu, a spojrzy w jej głębię i nieszczerze wypowie imię swej ukochanej, następnego dnia obudzi się łysy. Nic dziwnego, że w chwili gdy przewodniczka wypowiedziała te słowa panowie jak porażeni na jeden znak odsunęli się od studni. Lepiej nie kusić losu. Pozostali tylko ci którzy już nic do stracenia na głowię nie mieli ;-)





Z innych ciekawostek to tutaj właśnie kręcono film - serial na podstawie jednej z moich ulubionych młodzieńczych książek: "Wakacje z duchami" autorstwa Adama Bahdaja, który napisał scenariusz do tego filmu.18 marca 1971 roku Telewizja Polska wyemitowała,, pierwszy z siedmiu odcinków serii "Wakacje z duchami" zatytułowany "NA ZAMKU STRASZY !". Przy realizacji tego serialu, kręconego zresztą w miejscowościach Niedzica i Krościenko, było trochę problemów ale w końcu ówcześni decydenci dopuścili go do emisji. Kręcono tu również serial: "Janosik" ale były to pojedyncze ujęcia.



Z zamkiem związanych jest wiele innych legend, m.in. o suchym dębie, który można zobaczyć niedaleko wejścia do zamku, Inkach i Białej Damie. Pamiętam sprzed lat historie o skarbie Inków, jednak nasza przewodniczka nie opowiedziała nam jej, a szkoda, gdyż sama legenda ma wiele poparcia w historii gdyż wątek Inków jest prawdziwy: Po przejęciu warowni przez Skarb Państwa, zamkiem (mowa o Niedzicy) opiekowało się Stowarzyszenie Historyków Sztuki podejmując w nim liczne prace konserwatorskie. W tym samym czasie, za sprawą znanego pisarza Jalu Kurka, wyszła na światło dziennie niesamowita wręcz historia związana z testamentem Inków. Źródeł tej nieprawdopodobnej historii należy doszukiwać się w połowie XVIII wieku, kiedy to Sebastian Berzeviczy, potomek rodu, który wybudował słynną węgierską warownię w Niedzicy, wyjechał do Ameryki Południowej. Tam poślubił Indiankę ze szlacheckiego rodu. Z tego związku przyszła na świat ich córka Umina. Około 1781 r. wybuchło powstanie Indian przeciwko Hiszpanom. Przywódcą powstania był Tupac Amaru. W tym czasie Umina wyszła za mąż za bratanka Tupac Amaru noszącego to samo imię. Powstanie odniosło klęskę, a jego przywódca został stracony. Bratanek wodza pozostał jedynym przedstawicielem, który mógł objąć tron Inków. Wraz z żoną Uminą, teściem Sebastianem oraz innymi wodzami indiańskimi, Tupac Amaru zabierają ze sobą część skarbów uciekł do Europy. Przez kilkanaście lat mieszkali w Wenecji we Włoszech. Tam w niewyjaśnionych okolicznościach Tupac Amaru został zamordowany. Sebastian Berzeviczy by chronić życie córki i wnuka Antonia, wyjeżdża z nimi na Węgry. Schronienie znaleźli na zamku w Niedzicy. Ówczesnym właścicielem zamku była rodzina Horvathów z Poloscy, która wyraziła zgodę na zamieszkanie uchodźców w zamku. Nie mieszkali tu jednak długo, gdyż i tu znaleźli ich prześladowcy. Umina została zasztyletowana i pochowana w krypcie pod kaplicą zamkową. Chory Sebastian powierzył opiekę nad swoim wnukiem Antoniem swemu bratankowi Wacławowi Benesz – Berzeviczemu. Akt adopcji został spisany w roku 1797 na zamku w Niedzicy, w obecności „Rady Emisariuszy Inków”. W akcie była mowa o testamencie Inków i ich skarbach zatopionych w jeziorze Titicaca w Peru. Wacław zabrał małego Antonia i wyjechali na Morawy. Przed śmiercią przekazał jeszcze dokumenty oraz pamiątki rodzinne swemu synowi i nakazał mu, aby sprawami związanymi z ich pochodzeniem nie zajmował się, gdyż to ponoć przynosiło nieszczęście. W ten sposób znikła tradycja związków rodzinnych z Inkami. W 1946 roku na zamku w Niedzicy pojawia się potomek Antonia – Andrzej Benesz z Bochni – i ponownie ujawnia się związek tego zamku z historią Inków. Według informacji znajdujących się w dokumentach, Andrzej Benesz, w obecności świadków wyciągnął ze schowka (znajdującego pod progiem zamku) ołowianą rurę. Znajdował się w niej bardzo zagadkowy dokument. Był to testament Inków spisany inkaskim pismem węzełkowym „Quipu”. Testament według przypuszczeń miał zawierać informację na temat skarbów Inków. Próbę odczytania pisma quipu podjął się prawnuk Antonia, Andrzej Benasz. Późniejsze losy quipu, jak również domniemanego skarbu Inków pozostają do dziś zagadką. Andrzej Benesz w 1975 r. ginie w wypadku samochodowym. Źródło: http://www.zamek-w-niedzicy.pl/


Warto zwiedzić ten zamek. Jest dobrze zachowanym budowlą z ciekawą, barwną historią. Jednak największą atrakcją całego dnia były… nietoperze! W jednym z pomieszczeń w Zamku Niedzica, na normalnej trasie zwiedzania, nagle zobaczyłam i wyczułam jak przelatuje kolo nas.
Ja zapamiętałam, że w zamku można przenocować - klika komnat udostępnionych jest dla gości hotelowych.
Na koniec zwiedzania przeszliśmy jeszcze już bez przewodniczki do wozowni z bardzo ciekawymi eksponatami wozów. ech wtedy to były czasy ...


Przechodzimy nad przystań i kupujemy bilety na rejs. Chłopcy posilają się w pobliskim barze i ruszamy na stateczek o burzliwym imieniu: "Halny".



Ze statku podziwiamy widoki na obydwa zamki.







Z przystani na zamek idzie się parę minut, maksymalnie chyba 10 minut spacerkiem. W drzewnym wąwozie jest bardzo przyjemnie więc oddychamy z ulga , gdyż dzisiejszy upał znów daje się we znaki i pewnie znowu będzie burza.
Zamek obecnie jest rezerwatem, częścią Pienińskiego Parku Narodowego, który dba o konserwację i zachowanie tych malowniczych ruin.


Zamek jest jednym z najlepszych punktów widokowych w okolicy.


Zamek w Czorsztynie stanowił Polską odpowiedź na Węgierski zamek w Niedzicy. Należy pamiętać że jezioro Czorsztyńskie które widzimy obecnie to wytwór z drugiej połowy XX wieku. Tak więc w czasach świetności obydwu zamków, nie było jeziora a dolina. Doliną płynął Dunajec, a wzdłuż rzeki prowadził szlak handlowy.
Nie jest na sto procent pewne kto ufundował pierwszy drewniany gród w tym miejscu. Ale prym wiedzie wersja jakoby zamek ufundowała księżna Kinga. Zarządzała ona okolicznymi ziemiami z nadania swojego męża Bolesława Wstydliwego. Drugim potencjalnym fundatorem zamku jest klasztor klarysek który otrzymał te ziemie po śmierci św. Kingi. Jedno co wiemy na pewno to to że warownia powstała w celu ochrony granicy Polsko-Wegierskiej. Zamek za panowania Króla Kazimierza Wielkiego został rozbudowany i umocniony. Dwieście lat później do kolejnej rozbudowy zamku przyczynił się Piotr Kmita, starosta krakowski i pan Wiśniczu.


Jak przystało na zamek graniczny, w jego historii znajdziemy zarówno wydarzenia dyplomatyczne jak również krwawe bitwy. Władysław Jagiełło rozbił tu oddziały husytów rabujących Spisz. Zamek został zdobyty przez Aleksandra Kostkę Napierskiego, przywódcę powstania chłopskiego. W XVIII wieku zamek został zniszczony podczas walk o władzę pomiędzy Stanisławem Leszczyńskim a Augustem III Sasem, a po pożarze w 1790 roku ruiny zostały opuszczone. Zamek w Czorsztynie został przejęty przez Austrię.

W 1819 roku dobra czorsztyńskie zostały nabyte przez Jana Maksymiliana Drohojowskiego i pozostał w rekach rodziny do czasów nacjonalizacji w 1945 r.

Od 1951 r. prowadzono na zamku prace konserwatorskie.







Co jeszcze mogę powiedzieć o Niedzicy? 
Bardzo fajnie zagospodarowana część z plażą. Widać, że utworzenie Jeziora Czorsztyńskiego  wpłynęło bardzo pozytywnie na rozwój turystyki. Podobno po ponad 30 latach podważa się sens utworzenia sztucznego zbiornika jako retencyjnego, w tej chwili odchodzi się od sztucznych regulacji rzek. tutaj moim zdaniem jeziora wpasowaly sie malowniczo w krajobraz i polożenie dwóch zamków.
Ciekawostka dopisana 10.01.2020 r.:
Zamek w Niedzicy był w Wiedźminie Netflixa! Czujne oko fanów dostrzegło, że w 3. odcinku wykorzystano ujęcia z zamków w Niedzicy i Czorsztynie. Oczywiście i tym razem otoczenie zamku zostało bardzo mocno zmienione i otoczone wygenerowaną komputerowo krainą. Zamek Dunajec "pełnił rolę temerskiej warowni. Widać go dwukrotnie: pierwszy raz 11:15 oraz 20:01. Na komputerowo wygenerowanym obrazie jezioro Czorsztyńskie zastępują wierzchołki drzew.  To nic odkrywczego biorąc pod uwagę ze jeszcze w latach 80 tych były tu własnie drzewa. Budowę zbiornika zakończono w 1998 roku.
Więcej: https://www.antyradio.pl/Film/Seriale/Nie-tylko-Ogrodzieniec-w-Wiedzminie-zagral-tez-inny-polski-zamek-Byliscie-tam-37991
Wiedźmin
foto: Wikipedia / Zygmunt Put/ kadr z wideo 
Wracamy do naszego schroniska. Duży ruch, dużo turystów a na nas czeka wypasiony placek po węgiersku. Bartek na prośbę otrzymuje placki ze śmietaną.


Robię pamiątkowe zdjęcia z sali jadalnej. jutro już wyjeżdżamy. Ale to nie koniec przygody...


Ciekawy patent na wieszanie zdjęć.


 

Zakupiony pod zamkiem magnes do kolekcji:


Poranna trasa, piękne serduszko się utworzyło.





2 komentarze: