Poręba - Kamiennik Północny- Kamiennik Południowy - Łysina - Lubomir - schronisko PTTK na Kudłaczach - Poręba 15,9 km.
Powrót w Pieniny był nieunikniony. Tym bardziej ucieszyliśmy się, gdy okazało się, że wygraliśmy pobyt w schronisku Trzy Korony w ramach konkursu Turystyczna rodzinka 2018 organizowanego przez PTTK. Uczestnictwo w tym konkursie jest dla nas już tradycją, nawet nie liczyłam, że za rok 2018 coś otrzymamy, jednak miło nam ogromnie, że nas wyróżniono. Po prostu warto coś robić z sercem.
Szybko zarezerwowałam pobyt na trzy dni ostatniego tygodnia wakacji jako miłe zakończenie odpoczynku dzieci. w zeszłym roku dokładnie tak samo byliśmy w Tatrach. Od poniedziałku do środy planowaliśmy być w Pieninach. Jednak mieliśmy pomysł by przedłużyć pobytu o weekend. Zdecydowaliśmy wobec tego, że w niedzielę zdobywamy szczyt Lubomir, najwyższy szczyt Beskidu Makowskiego tym samym kończąc Koronę Gór Polski w Beskidach. Po tej stronie Polski zostały nam już Rysy i Góry Świętokrzyskie.
Spakowani ruszyliśmy
do miejscowości o nazwie Poręba. Zostawiliśmy samochód przed sklepem z
nadzieją, ze nikomu w niedzielę nie będzie tu przeszkadzał. Obok nas
zaparkowali też ludzie, którzy również wyglądali na osoby wybierające się w
góry w dodatku mieli ze sobą uroczego psa. Tam ruszyliśmy szlakiem zielonym. Już
prawie na początku szlaku zauważyliśmy oznakowania wyścigu górskiego jednak bez
konkretnej daty. Potem okazało się, że rajd był organizowany właśnie dzisiaj. Mieliśmy
okazje zobaczyć prawdziwych górskich maniaków rowerowych. Podziwialiśmy ich
rowery i oczywiście nieziemską siłę jaką trzeba mieć, by podjechać na górskich ścieżkach
po kamieniach, korzeniach ostro pod górę … Był to wyścig z serii o nazwie Cyklokarpaty.
I trasy liczyły sporo kilometrów bo zaczynały się w Myślenicach.
Wracając do naszej
trasy to w drodze na Lubomir byliśmy praktycznie sami dopiero potem po d
szczytem zwyczajowo zaczął się ciut większy ruch. Było ciepło i potrzebowałam
czasu by przyzwyczaić się do upału. Sprawdzałam również jak daleko są burze. Minęło
dopiero parę dni od tragedii na/pod Giewontem … Z drugiej strony jak tak myślę,
to ja zawsze ostrożna byłam albo w czasie burzowym w ogóle nie wybieram się w
góry albo staram się jak najszybciej zejść jeśli zapowiada się na burzę, tak
jak to było rok temu, rankiem o wschodzie, na Mogielicy.
Mijamy dwa ciekawe
szczyty Kamienniki: Północny i Południowy.
Na skrzyżowaniu szlaku
żółtego i zielonego robimy sobie przerwę na picie i jedzenie. Jest tam wiata
turystyczna razem z miejscem na palenisko. Niedaleko natrafiamy również na
pomnik żołnierzy AK. Sfotografowałam tablice by potem na spokojnie móc poczytać.
Kamienny obelisk z krzyżem i pamiątkowa tablica
poświęcono wydarzeniom z 1944 r. Doszło wówczas do bitwy oddziałów
partyzanckich z hitlerowcami, w odwecie Niemcy spacyfikowali wieś Lipnik i
Wiśniową. Góry pełne są takich miejsc, miejsc
walk…
Dochodzimy do
Lubomira. Na szczycie tego szczytu jest obserwatorium astronomiczne. Budynek obserwatorium
jest czymś ciekawym i niespotykanym w górach. Ma charakterystyczne kopuły dla
obserwatorium. Nie decydujemy się jednak na zwiedzanie, gdyż musielibyśmy czekać
prawie godzinę – wejścia są o każdej pełnej godzinie.
„Obserwatorium Astronomiczne
im. Tadeusza Banachiewicza na Lubomirze ma ciekawą i złożoną historię. Jej
początku należy doszukiwać się w roku 1791, kiedy w Krakowie przy ul.
Kopernika, na terenie Ogrodu Botanicznego powstało Obserwatorium Krakowskie.
Niestety, legendarne już powietrze krakowskie uniemożliwiało obserwację w tym
miejscu. Narodził się wtenczas pomysł odnośnie utworzenia zamiejscowej stacji
obserwacyjnej. Wybór lokalizacji jednak nie należał do najprostszych.
Na odpowiedni dobór miejsca
wpływało szereg istotnych czynników, m. in. obserwatorium miało znajdować
się na tyle wysoko, aby obserwacje były precyzyjne, a jednocześnie w tak
bliskiej odległości, aby możliwa była stała komunikacja z centralą, dodatkowo
szalenie istotne też było dogodne połączenie z Krakowem. Poszukiwania były
intensywne, stale zawężano krąg lokalizacji spełniających warunki, jednak długo
nie wybrano tej najlepszej. Kluczową postacią w historii utworzenia
Obserwatorium był książę Kazimierz Lubomirski, który pełnił rolę właściciela
terenu na szczycie góry Łysiny. Istnienie całego obecnego obserwatorium
astronomicznego uzależnione było w pełni właśnie od księcia Lubomirskiego, ze
względu na fakt, iż jego posiadłość na górze Łysinie, została uznana jako ta,
która spełnia wszelkie kryteria do otwarcia długo oczekiwanego obserwatorium.
Góra ta było odległa od Krakowa o 33 km, panowało tam niewielkie zachmurzenie,
przemysł nie był rozwinięty, nie istniało zanieczyszczenie nieba światłem, w
konsekwencji góra Łysina słusznie uznana została jako doskonała lokalizacja na
utworzenie stacji obserwacyjnej. Niezmiernie ważna była jeszcze jedna cecha,
charakteryzująca to miejsce.
Mianowicie, przy dobrej
widoczności szczyt można było dostrzec z Krakowa. Ten fakt zamierzano
wykorzystywać do bezpośredniej komunikacji placówki z ośrodkiem macierzystym.
Upierano się, aby właśnie Łysina należąca do księcia Kazimierza Lubomirskiego
stanowiła miejsce do utworzenia obserwatorium. Książe szlachetnie przekazał 10
ha lasu wokół szczytu oraz drewnianą leśniczówkę na rzecz stacji. W ramach
wdzięczności za ten dar, szczyt ten został w 1932 na cześć ofiarodawcy
przemianowany na Lubomir. Nie zwlekano długo z uruchomieniem placówki. W 1921
powstało Obserwatorium a już rok później stacja rozpoczęła swoja działalność. W
1922 wszystkie prace organizacyjne przy nowopowstałej placówce zostały
ukończone i stacja mogła zacząć w pełni funkcjonować. Dokonano łącznie 20 891
badań meteorologicznych od momentu powstania stacji, odkryte zostały w tym
miejscu dwie komety.”
Po pamiątkowych zdjęciach
ze szczytu wracamy do rozdroża i skrzyżowanie żółtego z czerwonym, gdzie
kierujemy się w kierunku Schroniska PTTK Kudłacze. Ten kawałek szlaku to Mały Szlak
Beskidzki. Może od takiego szlaku warto by zacząć przed GSB?
W schronisku tłumy
okrutne, praktycznie wszystko zajęte, każdy skrawek trawy, jednak dostrzegliśmy
pół ławy na dworze akurat zwolnione przez turystów, więc zajęliśmy sobie
miejsce. Słońce prażyło, przydałby się jakiś parasol, aczkolwiek nie wiem czy
parasole nie popsułyby klimatu schroniskowego budynku, naprawdę ładnego.
Zamówiliśmy żurek, Bartek tradycyjnie pierogi ruskie. Żurek przyzwoity ale
jadłam lepsze.
Sytuację którą
będę wspominać z tego miejsca to pogryzienie kogoś przez psa … stałam wtedy w kolejce
do kasy, a tu nagle ktoś wpada z prośbą o wodę utlenioną, plastry itp. Według
pewnie właściciela to była tylko draśnięcie … Jakie było nasze zdziwienie, gdy
wychodząc z powrotem na szlak zobaczyliśmy, że przy schronisku, na drodze prowadzącej do schroniska stoi
karetka pogotowia. Nie jestem pewna czy do pogryzienia czy ktoś po prostu
zasłabł przy tym upale.
Powrotna droga
widokowo całkiem ładna ale prowadziła już w 70% asfaltową drogą …
Moja refleksja w
czasie wycieczki to dojrzałość naszych chłopców .. to naprawdę już fajne
nastolatki, z którymi można porozmawiać w czasie wędrówki. I czasem ponarzekają
na pewne niedogodności ale taki już urok gór. Faktem jest, że nie wymuszamy na
nich wycieczek, sami decydują czy chcą jechać z nami czy nie.
Na koniec w
sklepie przy którym zostawiliśmy samochód kupiliśmy pyszne lody. Bo jak to góry
bez lodów? 😉
Czy polecam Lubomira? Do
zdobycia Korony Gór Polski owszem polecam - obowiązkowo, dla lubiących lekkie wędrówki
górskie również. Jest to niewymagająca technicznie trasa, z niedużymi
wzniesieniami, godna polecenia dla osób starszych i może być też świetną
rozgrzewką dla rozpoczynających sezon górski.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz