środa, 28 sierpnia 2019

Wielki-mały powrót w Pieniny - spływ Dunajcem, Czerwony Klasztor. 26.08.2019

Spływ Dunajcem 16,1 kilometrów, potem trasa Szczawnica – Sromowce Niżne 16,53 kilometrów.

Nocleg z niedzieli na poniedziałek mieliśmy w Niedzicy w Willi Danielski - http://www.danielski.vns.pl/. Bardzo ładna willa, z zapleczem kuchennym i z ładnym zielonym zakątkiem z tyłu domu. Bardzo czysto, willa widać, że odnowiona i zadbana. Jadąc wczoraj z wejścia na Lubomir, przejechaliśmy też przez dość intensywną burzę na wysokości Rabki. Na miejscu jednak burzy już nie było.
Po obfitym i dobrym śniadanku, dzisiejszy plan zakładał spływ Dunajcem. Planowaliśmy być przed 9 na przystani, aby uniknąć tłumów. I rzeczywiście udało nam się kupić bilety na pierwszą łódź. Wraz z kompletem osób.

Bardzo ładna jest droga prowadząca z Niedzicy do Sromowce -Kąty gdzie jest przystań i początek trasy. Ranek był bardzo mglisty i rześki. Znając jednak te tereny i patrząc na prognozę pogody miałam nadzieję jednak dzisiaj na słońce. 
Panowie flisacy jak zawsze zabawiali nas rozmową. Dla chłopców i Przemka to był pierwszy spływ ja jako dziecko była raz czy dwa, a potem byłam z moją koleżanką na spływie w czasie naszej słynnej objazdówki: Gorce-Pieniny-Tatry. Pierwsza część aż do Sromowiec nie zachwyca zbytnio jednak rankiem można było zobaczyć czaplę czy też wędkarza: 






Udało mi się też dojrzeć schronisko PTTK Trzy Korony, gdzie mieliśmy zarezerwowany pobyt t w ramach wygranej w konkursie Turystyczna Rodzinka PTTK.


Za Sromowcami Niżnymi zaczęły się w końcu skały i prawdziwy przełom. Chmurki unosiły się tuż nad wodą, a w pewnym momencie przy pierwszym lub drugim zakolu nagle przerzedziły się, a promienie słońca nieśmiało zaczęły nas rozgrzewać.
Uwielbiam to poranne słońce, światło tworzy piękne cienie i barwę.

Pan flisak co chwilę zadawał nam zagadkę: „po której stronie Dunajca będzie wierzchołek: który wskazywał,  natomiast stawką były no jakżeby inaczej: „żony”. Wszystko jednak dobrze się skończyło i flisacy nie zabrali żadnej niewiasty. Oczywiście flisacy opowiadają też ciekawostki o regionie, o mijanych szczytach, skałach, o legendach związanych z regionem, kulturze i tradycji Pienin.





Przełom Dunajca jest naprawdę pięknym tworem natury. Jest to jedna z najbardziej popularnych atrakcji turystycznych, znana na całym świecie. Stanowi również alternatywę dla osób, które nie przepadają za wędrówkami górskimi, a perspektywa z rzeki jest zupełnie inna niż z ścieżki pieszej. Jednak dla mnie widok na przykład z Trzech Koron czy Sokolicy na Dunajec wydaje się tu o wiele bardziej atrakcyjny, ale to moja subiektywna ocena. Tutaj z tratwy widzimy i masyw Trzech Koron z dołu i na koniec widzimy część Sokolicy.







Może coś o łodziach: Pięcioelementowe tratwy współczesne mają po ok. 6 m długości i ok. 1,80 m szerokości z przodu i ok. 2,20 m z tyłu Wysokość wynosi ok. 40 cm. Elementy składowe łączy się dwiema linami, jedną z przodu i drugą z tyłu. Tratwą steruje się za pomocą tzw. "sprysek" czyli świerczynowych tyczek  długości ok. 3 metrów. Z przodu tratwy ułożone są gałęzie świerkowe, mające zapobiegać wlewaniu się wody  do tratwy (pod ławeczkami  leżą  szufelki do ewentualnego jej wylewania). Wg. flisaków świerczyna ma jeszcze dwa zastosowania - "dla urody" i "na wieniec, jak się kto utopi". Dunajec w zależności od poziomu wód posiada i głębie parunastometrowe. Konstrukcja tratwy sprawia, że nawet uszkodzenie dwu elementów w pięcioelementowej tratwie  nie grozi jej zatopieniem. Pomiędzy częściami składowymi tratwy przepływa swobodnie woda, powodując że pływająca konstrukcja jest bardzo stabilna i odporna na przechyły.
Po drodze mijamy też przystań słowacką przy Czerwonym Klasztorze.
Przełom Dunajca miejscami jest bardzo żywiołowy. Są miejsca tak wąskie, że ma się wrażenie że zaraz wylądujemy na brzegu lub skale i nagle pojawia się zakole rzeki i tratwa skręca, jakby w ostatniej możliwej chwili.



Dopływamy do Szczawnicy.  Mijamy jeszcze przeprawę przez Dunajec – miejsce gdzie po zajściu z sokolicy lub w drodze na sokolicę ze Szczawnicy można dostać się na drugi brzeg. Pamiętamy to miejsce doskonale z naszej zeszłorocznej wyprawy. Kolana mnie już bolały po zejściu z sokolicy i marzyłam już by gdzieś usiąść w Szczawnicy.
Zbliżamy się do mety. Szum rzeki, ciepłe promienie słońca i na koniec łagodny nurt powoduje, że prawie zasypiamy … 


W Szczawnicy żegnamy się z naszymi flisakami. Idziemy na lody. A potem ruszamy dalej tym razem ścieżką po stronie słowackiej wzdłuż Przełomu Dunajca, tak samo jak rok temu. Ścieżka bardzo uczęszczana przez rowerzystów ale i przez pieszych.

Krótka sesja w Szczawnicy:




Upał daje się trochę we znaki ale Bartek ma sposób - czapeczka zamoczona w zimnych wodach rzeki.


Po drodze po prostu znikąd nagle zaczyna padać drobny ale bardzo gęsty deszczyk. Jesteśmy wtedy pod gęstym koronami drzew i obserwujemy jak ludzie na tratwach zakładają płaszcze przeciwdeszczowe chociaż chyba jest to zbyteczne, bo deszcz trwa dosłownie chwile. Jednak po kolejnych kokach słyszymy grzmoty … Jakby dejavu. W zeszłym roku również zbliżając się do Czerwonego klasztoru zauważyliśmy że zbliża się burza i podjęliśmy wtedy decyzję, że rezygnujemy tej nocy ze spania w hamakach i szukamy noclegu. Zdążyliśmy dosłownie parę minut zanim się rozpętała nawałnica. Czyżby w tym roku miało być podobnie? Do przystani trochę kilometrów nam zostało a Bartosz zaczął narzekać na kolano. Podobno tuz przed wyjazdem przewrócił się na hulajnodze i go boli. A teraz wysiłek po dwóch dniach spowodował większy ból. Zastanawiam się co z naszymi jutrzejszymi planami? Dochodzimy do Czerwonego klasztoru. Grzmoty są coraz bliżej … siadamy przy piwku, dla chłopców kofola i  hotdogi. Zastanawiamy się co dalej. Przemek postanawia sam iść po samochód, a my mamy iść bezpośrednio do schroniska. Kuba postanawia się przyłączyć do Przemka. Ruszają przed nami. Ja z Bartkiem kierujemy się w kierunku mostu dla ruchu pieszego, który pozwala nam przejść do Sromowiec. Przez chwilę szukamy jeszcze apteki aby kupić dip relief dla Bartka i pastę do zębów, gdyż zapomnieliśmy zabrać. Powoli idziemy do schroniska. Ruch jest bardzo duży. W końcu to ostatni tydzień wakacji. Do schroniska PTTK Trzy korony można spokojnie dojechać samochodem aczkolwiek parking jest tylko dla gości. Schronisko Trzy Korony pamiętam sprzed roku i sprzed 20 lat. Zostało odnowione, wyremontowane. Meldujemy się w recepcji i otrzymujemy klucz do pokoju. Czekamy jednak na Przemka i Kubę, którzy podjeżdżają parę minut po naszym przybyciu. Zjadamy nasz posiłek. Danie dwudaniowe plus deser. Wspaniałości. Tutaj potwierdzam opinie o doskonałej kuchni. Widzimy i słyszymy, że zanosi się na burze … to już kolejny dzień z burzami. Burze i pioruny możemy obserwować z naszego balkonu. Pokoik jest bardzo czysty, przytulny. Mamy swoją łazienkę. To fakt, że schroniska podnoszą swój standard. Niektórym jest łatwiej ze względu na atrakcyjną lokalizację. Tak jak w tym przypadku. Schronisko Trzy korony w okresie letnim, zimowym, świątecznym mają pobyty tygodniowe z wyżywieniem. 

Pan Bóg podarował Polsce Trzy Korony, a Słowakom najlepszy widok na Trzy Korony – tak mówią ludzie mieszkający po obu brzegach Dunajca: 



Turyści na Okrąglicy:







Balkon po lewej stroni to z naszego pokoju:



Nasz widok z balkonu.




2 komentarze:

  1. Ile czasu zajęła wam trasa? Przebyliśmy ją kiedyś na rowerach, ale dla takich widoków warto tam powrócić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wizytę i komentarz. Trasę przeszliśmy bardzo szybko. Coś ok 2 godzin. Potem burza nas wystraszyła. Musimy tam wrócić kiedyś specjalnie i w końcu zwiedzić Muzeum.

      Usuń