To dzięki konkursowi Turystyczna
Rodzinka PTTK po ponad 10 latach wróciłam w Tatry, mogąc pokazać Przemkowi jak
wyjątkowy jest to kawałek ziemi. Ja niegdyś częsty bywalec Tatr i polskich i
słowackich tym razem z Przemkiem bywał
tu jedynie na nartach, więc tym bardziej czułam się dumna, że to ja mogę jako pierwsza
pokazać Przemkowi i naszym chłopcom nasze polskie najwyższe góry.
24.06.2016 r. spakowani
wyruszyliśmy samochodem około godz. 8 wiedząc, że na pewno zrobimy sobie ze
dwie przerwy. Okazało się, że była tylko jedna przerwa jeszcze na A4, a Zakopianka słynna z
zakorkowania, tym razem okazała się dla nas niesłychanie łaskawa i w Zakopanem
byliśmy dużo przed zakładanym czasem. Zaparkowaliśmy na jednym z parkingów, opłaciliśmy
parking za 3 dni. I ruszyliśmy w kierunku Kuźnic, podziwiając coraz bliższy
majestat Tatr. Słoneczko dało już o sobie znać, prażyło niemiłosiernie, a my
pod górę i to z plecakami. Bieganie dało efekt i zauważyliśmy, że mamy o wiele lepsza kondycję
niż kiedyś. Bilety na Kasprowy mięliśmy już wykupione przez Internet, wiec nie baliśmy
sie kolejek. Kiedy dotarliśmy do Kolejki na Kasprowy wierch okazało się, że
mamy jeszcze półtora godziny czasu, wiec z ulgą zrzuciliśmy plecaki i poszliśmy
na upragnione lody i oscypka oczywiście nie naraz. Potem rozbiliśmy się przy
rozlewisku (zaporze?) na rzece Biała. Chłodziliśmy nogi i wygłupialiśmy się z
wodą . Był też przezabawny moment. Kiedy wyjęliśmy małosolne ogórki świeżo
zrobione i zaczęliśmy je konsumować, pan siedzący obok na kamieniu spytał sie
czy też wręcz poprosił o poczęstowanie go tym ogórkiem bo zapach był tak
intensywny, że aż mu "się zachciało". Śmialiśmy się, że następnym
razem przyjeżdżamy w Tatry z beczką ogórków małosolnych i będziemy handlować
;-)
W końcu nastała godzina wjazdu kolejką na Kasprowy Wierch. Ostatni raz wjeżdżałam
tutaj z 15 lat wcześniej więc podziwiałam same zmiany na lepsze. Nawet okazało
się, że mogliśmy wjechać wcześniej bo były jeszcze miejsca w poprzednich
wjazdach. Wjazd szybko minął, podziwialiśmy widoki dookoła i dzieliliśmy się przeżyciami.
Bartek tak kurczowo trzymał się słupka w środku wagoniku, że prawie sie przykleił
do niego. Wjechaliśmy na szczyt
Kasprowego.
Po chwili narady weszliśmy tak gdzie jest tabliczka szczytu po
czym orientując się, że niechybnie zbliża się burza od doliny Zakopanego ruszyliśmy
w kierunku doliny Gąsienicowej do schroniska Murowaniec. Widoki były przepiękne,
a zieleń tatrzańska niemal neonowa w swoim wyrazie.
Doszliśmy do Murowańca dużo przed
czasem, który wskazany był na znakach co utwierdziło nas w przekonaniu, że jesteśmy
wprawionymi piechurami ;-) i zdążyliśmy
w ostatniej chwili przed nagłym i ulewnym czerwcowym deszczem. Po rozgoszczeniu
się w pokoju zeszliśmy do bufetu posilić się pysznościami i tu z całym
sumieniem polecam gorąco Murowańca jako jedno z miejsc gdzie podają naprawdę
smaczne jedzenie i porcje optymalne dla górskich turystów! Reszta dnia upłynęła
nam na miłych pogawędkach przy piwku, planowaniu następnego dnia i oczywiście
na spacerku przy zachodzącym słońcu. Światło zachodzącego słońca jednocześnie
zmiękcza krajobraz a z drugiej strony wyostrza nasze zmysły i relaksuje jednocześnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz