poniedziałek, 12 września 2016

Romantyczny Śnieżnik 10-11.09.2016 r.

Równo dziesięć lat temu od daty 11.09.2016 r. staliśmy się mężem i żoną. Rok wcześniej wybraliśmy się na trzy dni w Góry Izerskie i Karkonosze i to tam zakochaliśmy się w sobie, bo mądre przysłowie brzmi: „Chcesz poznać przyjaciela zabierz go w góry”. Dlatego po raz kolejny naszą rocznicę świętujemy w górach, tym razem tylko dwa dni, ponieważ sprawy zawodowe trochę nam pokrzyżowały plany, ale tak też bywa w życiu. I tym razem bez chłopców, którzy grzecznie zostali w domu z Babcią. Na szczęście część gór mamy całkiem blisko. Po zeszłorocznym jednodniowym wypadzie na Śnieżnik czuliśmy mały niedosyt, dlatego też wybraliśmy się po raz drugi na tę urokliwą górę. Wyjechaliśmy wcześnie rano, a pogoda zapowiadała się piękna. Na szlak wyruszyliśmy z parkingu w Międzygórzu przy ulicy Sanatoryjnej naprzeciwko pięknych, starych budynków sanatoryjno-wypoczynkowych. Ruszyliśmy szlakiem niebieskim dosyć ostro w górę. Przemek testował po raz pierwszy swoje nowiuteńkie buty: Salomon ultra GTX, no i nie obyło się bez otarć. Na szczęście zawsze mamy ze sobą apteczkę i zabezpieczyliśmy pięty Przemka plastrami. Za to buty zdały pierwszy test wodoodporności w napotkanym strumyku. Chwilę szliśmy drogą Alberta, po czym zeszliśmy na szlak zielony w kierunku Czarnej Góry.



Na Przełęczy pod Jaworową Kopą złączyliśmy się z czerwonym szlakiem i dosyć stromym podejściem weszliśmy na Czarną Górę. Po malej przerwie na skałkach, śniadanku i wypiciu mrożonej kawy, która w termosie nadal była zmrożona ;-) weszliśmy na wieżę oraz przeszliśmy kawałek dalej szlakiem w kierunku narciarskiego kompleksu Czarna Góra. Z przyjemnością zauważyliśmy, że wyciągi są doinwestowywane i modernizowane. Na pewno przyjedziemy tu zimą. 

 Wieża na Czarnej Górze.
 Widok w dół z wieży.



Wróciliśmy na Czarną Górą, a na przełęczy pod Jaworową Kopą skierowaliśmy się czerwonym szlakiem w kierunku Śnieżnika. To był jeden z bardziej uczęszczanych szlaków, bo tym razem w odróżnieniu od niebieskiego i zielonego szlaku (nie licząc samego szczytu Czarnej Góry) gdzie spotkaliśmy tylko dwie osoby,  spotykaliśmy tutaj prawie tłumy. Po kolejnej godzinie zrobiliśmy sobie przerwę na kanapki i picie w okolicy Żmijowca, a potem już kierowaliśmy się na Przełęcz Śnieżnicką i do Schroniska. Pogoda nadal dopisywała, jak to często bywa we wrześniu. W schronisku okazało się, że nie do końca mamy zrobioną rezerwację. Rezerwowałam przez FB, co nauczyło mnie na przyszłość, że jednak warto też zadzwonić i się upewnić, bo jednak rezerwacja nie została do końca przyjęta. W schronisku były tłumy więc nie dziwię się, że pracownicy byli zmęczeni, ale szczerze mówiąc nie poczułam tu żadnego ducha gór. Na szczęście dostaliśmy nocleg w sali zbiorowej (zamiast w obiecanej dwójce). Reszta popołudnia i wieczoru minęła jednak przyjemnie, a to wygrzewając się w ostatnich promieniach słońca, a to fotografując zachód słońca, a to robiąc zdjęcia rozgwieżdżonemu niebu (i to jak rozgwieżdżonemu -  w dodatku z księżycem). 


Zachód Słońca koło schroniska na Śnieżniku.
 Wielki Wóz:

Z rana planowaliśmy wyjście na Śnieżnik o świcie, czyli na wschód Słońca. Musieliśmy wstać o 4 godzinie, by zdążyć na szczyt jeszcze przed spektaklem wschodu słońca. Noc była ciężka, bo w naszym pokoju spało jeszcze towarzystwo z imprezy integracyjnej. Mieliśmy wszystko przygotowane rano do wyjścia. Latarki czołowe, ubranie (rękawiczki i czapki!), aparat plus statyw, ciepłą herbatę i śniadanko. Z ledwo co otwartymi oczami ruszyliśmy na szczyt. Niesamowite wrażenie od pierwszych kroków na zewnątrz budynku: ciemno, jeszcze przecież noc, dookoła różne odgłosy, mniej lub bardziej mrukliwe. W pewnej chwili usłyszeliśmy jelenie albo muflony. Wydaje mi się, że to były te drugie. Na szczyt doszliśmy jakieś 20 minut przed samym wschodem. Jutrzenkę już można było zauważyć, a niebo co minutę zmieniało swoją barwę. Nad samymi pasmami górskimi było lekkie zachmurzenie, ale i tak kolejne ferie barw dawały niesamowite wrażenie. Na sam wschód słońca przyjechało nawet dwóch rowerzystów z Dusznik (musieli wyjechać przed 3!), którzy zrobili sobie pyszną kawkę z kawiarki korzystając z mini kuchenki gazowej. Przyszły też 3 osoby z schroniska. Zrobiliśmy mnóstwo zdjęć. Gorąco polecam Śnieżnik jako jedno z najlepszych na obejrzenie wschodu słońca w górach. Zdjęcia zaczęliśmy robić o 5.24
 Zdjęcie 5.38:
Zdjęcie o 5:57
 Zdjęcie 6:01
 Zdjęcie 6:08
 Zdjęcie 6:20
 Zdjęcie 6:25
 Witamy ranek

 Kiedy zrobiło się jasno zdumieliśmy się widząc, że po stronie czeskiej rozbite są dwa namioty. Rodziny z dziećmi. Wesoło u nich było od samego ranka. Oglądając widoki zauważyliśmy konstrukcję Skywalk, czyli Ścieżki w chmurach w miejscowości Dolni Morava na Czechach, której budowę widzieliśmy rok temu, więc stwierdziliśmy, że pojedziemy sobie tam jeszcze dzisiaj. Zeszliśmy do schroniska na pyszne śniadanko (jeśli chodzi o jedzenie to schroniska otrzymuje ode mnie 4 punkty na 6). Spakowani ruszyliśmy w dół do Międzygórza czerwonym, a potem czerwono niebieskim szlakiem. 
                                         Drewno koło schroniska:
Żegnamy schronisko:
Podziwiamy chaty w dolince:

Podjechaliśmy po drodze zobaczyć jeszcze Wodospad Wilczki, największy i najwyższy wodospad w Masywie Śnieżnika, drugi co do wysokości w Sudetach. A kiedyś podobno był najwyższy. 


Ruszyliśmy w stronę przejścia granicznego i po 1,5 h byliśmy na miejscu na parkingu w Dolnej Morawie. Wjechaliśmy kolejką do wieży Skywalk, bo brakło by nam już czasu na podejście piesze. I muszę powiedzieć, że osobliwa wieża robi wrażenie. Gratuluję Czechom. Bo ta budowla jest czymś niezwykłym – to twór człowieka jak najbardziej do celów komercyjnych jednak niesamowicie ciekawie wpasowany w góry i otoczenie. Na górze były tłumy okrutne, w końcu to niedziela i przepiękna prawie upalna pogoda zapewniła bardzo ładne widoki z tego podniebnego spaceru. Wycieczka ta jest dostępna dla osób, którzy nie przepadają za górskimi wspinaczkami, dla rodzin z dziećmi, dla osób na wózkach, ponieważ w wieży nie ma ani jednego schodka! 








Po prostu dojeżdżamy pod sam wyciąg samochodem, wjeżdżamy na szczyt wyciągiem kanapowym (z rowerami, wózkami dziecięcymi) i już jesteśmy na miejscu. Nie narzekamy też na brak emocji – do dyspozycji jest przejście między piętrami platformy i przezroczysta rura zjazdowa o długości 101 m.


Na samym szczycie wieży znajduje się coś w rodzaju miejsca widokowego, gdzie w części podłogi wmontowano sprężystą siatką o szerokich oczkach. Można wejść, spojrzeć w dół, poskakać. Robi wrażenie, bo widać tam jak wysoko jesteśmy prosto w dół. W dodatku jest bezpieczna, a mimo to poczuliśmy dziwny ucisk w brzuchu przechodząc po tej siatce ;-)







 Mapa atrakcji dla dzieci:

Niestety czas płynął nieubłaganie i musieliśmy wracać, nasz weekend dobiegał końca, a na zakończenie po drodze pojechaliśmy nad Jezioro Nyskie na przepyszną rybkę serwowaną nie gdzie indziej jak na okręcie.


Trasa na mapach:
1 dzień

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz