Schronisko PTTK Trzy Korony – Wąwóz Szopczański – Przełęcz Szopka
– Trzy Korony – Przełęcz Kosarzyska - Schronisko PTTK Trzy Korony 6,20 km
Nie ma
to jak wejść na szczyt i zejść na śniadanie :-) Bardzo chcieliśmy Kubie i
Bartkowi pokazać wschód słońca w górach czyli coś co nas z Przemkiem
niezmiennie wzrusza i zachwyca. I dziś się udało. Miała być dłuższa trasa z sokolicą jednak kolano Bartka nie napawało optymizmem wiec zmieniliśmy ilość kilometrów, by nie przeforsować kolana. Idealna wyprawa to własnie wyjście na wschód słońca. Pobudka 3.30 I dawaj na Trzy
Korony. Tempo mieliśmy takie, że spokojnie mogliśmy wstać o 4 😜, bo trasę na 1 h 40 minut zrobiliśmy w godzinę i 10
minut. Jest kondycja. 🏋️♀️ Na
wschód słońca trzeba było poczekać. Oj tłumy dziś były. :-) Łączyło nas jedno:
zachwyt nad pięknem wschodu. Niestety metalowa konstrukcja nie do końca
przypadła Bartkowi do gustu, stwierdził w połowie drogi, że nie chce wejść na
samą górę. Musieliśmy zrobić plan B. Przemek znalazł miejsce skąd było widać
wschód słońca na niżej położonej polanie. My z Kubą czekaliśmy na wschód na zatłoczonej
platformie. Oj sporo chętnych było na wschodzie. Nie dziwię się. To jedno z najładniejszych
miejsc w Polsce, aby podziwiać to zjawisko. No i te morze chmur. Tak samo było
rok temu z tym, że wtedy byliśmy o godzinie 8 na szczycie już po wschodzie słońca
– za to rok temu byliśmy sami na platformie. Dopiero jak zaczęliśmy schodzić to
ludzie wchodzili na górę. Tym razem już po drodze dogoniliśmy grupkę młodych
ludzi – młodzieży.
Tak jak pisałam mieliśmy niezłe tempo podobno podkręcane
przeze mnie. Grupkę minęliśmy na Przełęczy Szopka. Odpoczywali przed atakiem
szczytowym 😊 My ruszyliśmy dalej. Byliśmy na długo przed
wschodem słońca więc weszliśmy na platformę (Bartek czekał na nas w połowie drogi) i zeszliśmy z powrotem, gdyż wiało
jednak trochę na samej platformie. Zeszliśmy do budki gdzie w ciągu dnia sprzedaje
się bilety wstępu na Trzy Korony i zajęliśmy jedną z ławek. Nasza grupka młodzieży
też już zdążyła dotrzeć, potem na wschód doszło jeszcze parę osób… Napiliśmy się
herbaty i zjedliśmy słodkie przekąski. Na jakieś pół godziny przed wschodem postanowiłam
iść jednak na platformę jednak Bartosz mimo namawiania i zapewniania o
bezpieczeństwie nie chciał iść na metalową konstrukcję. Zostali z Przemkiem na
dole a potem napisali nam, że znaleźli fajne miejsce na wschód słońca. Mu z
Kubą czekaliśmy na górze. Na górze była też dziewczyna z ogromnym lekiem wysokości. musiała się ciągle czegoś trzymać ale podziwiałam ją za samozaparcie.
Światło zmieniało się z każdą sekundą, z każdą minuta.
Mieliśmy całkiem zabawnie z grupą młodzieży, którzy co chwilę robili sobie
jakieś zżarty więc chcąc nie chcąc my też się śmialiśmy. W pewnym momencie zauważyliśmy
że na szczyt Okręglicy wdrapuje się biały pies. Rozpoznaliśmy psa pasterskiego
z schroniska Trzy Korony. W ciągu dnia pilnował bacówki a gdy rano wychodziliśmy
ze schroniska to był przywiązany przy schronisku. Widać albo nam się wydawało,
że był przywiązany albo uciekł 😉 co
więcej psina balansował na skałkach po zewnętrznej stronie zupełnie ignorując
schody i platformę czym wzbudzała przerażenie co bardziej wrażliwych osób. Ja
miałam nadzieję tylko, że on po prostu zna te ścieżki, jest górskim psem i nie
spadnie za chwilę z żadnej z przepastnych skał. Parę osób szczególni dziewczyny
z grupy młodzieży próbowały go wciągnąć na platformę jednak metalowe kratki
jako podłoże chyba nie są zbyt dobre dla psich łap i nie czuł się zbyt dobrze
ani na platformie ani na schodach. Jednak dal się pogłaskać podrapać, coś tam
nawet podjadł z naszych smakołyków. Pochodził, pochodził i chyba pobiegł z
powrotem na dół. Być może taki jego zwyczaj wchodzić z turystami na wschód
słońca. A my mogliśmy się skupić na wschodzie słońca. Było i odliczanie jak w
sylwestra, które nie do końca się sprawdziło a le w końcu piękna kula naszego
Słoneczka wyjrzała zza górskiego horyzontu, najpierw nieśmiało a potem z każdym
promieniem jakby szybciej.
Myślę
i mam nadzieję, że Kubie i Bartkowi spodobał się ten spektakl. W tak wyjątkowej
scenerii. Gdy tylko słońce ukazało się w całej okazałości grupa zeszła na dół, Kuba
też chciał już wracać ale Przemek właśnie przyszedł na górę, więc zrobiliśmy sobie
jeszcze sesję zdjęciową, a Kuba poszedł na dół do Bartka.
Sarny w dole.
To miejsce Bartka i Przemka:
Tak obstawialiśmy, że słońce wzejdzie na d Radziejową, a ta skałka na prawie pierwszym planie to Sokolica.
Słońce wzeszło idealnie nad Radziejową.
Na środkowym planie pięknie wystająca górzysta wyspa to Golica.
Trasę powrotną zrobiliśmy przez Przełęcz Kosarzyska bo tamta droga jeszcze nie wracaliśmy. Im niżej schodziliśmy tym bardziej magiczny stawał się las, gdyż weszliśmy w te chmury, które widzieliśmy z góry.
Uwielbiam takie rozproszone promienie słoneczne w lesie.
Piękne promienie słoneczne rozproszone między drzewami i chmurami.
Ostatni odcinek przed schroniskiem okazuje się bardzo śliski z uwagi na błoto z glina i wydeptaną czyt. wytartą ścieżkę.
Wróciliśmy
po 7 ej do schroniska, więc do śniadania trochę nam czasu zostało. Za to
apetyty nam dopisywały i zjedliśmy … wszystko!
Trzy poziomowa kanapka Kuby:
Po śniadaniu i postanowiliśmy nadrobić trochę snu. Obudziłam się po dwóch godzinach i poszłam zamówić kawkę i posiedzieć trochę przed schroniskiem, podziwiać widoki. Za chwilę mieliśmy ruszyć do "białej damy". Koło mnie leżał rudy schroniskowy kot. Bardzo przypomniał mi naszego Furia, który odszedł rok temu.
Po zjedzeniu paczki ciastek, które musiały byc zjedzone bo się topiły :-) ruszyliśmy do Niedzicy. Ponieważ
parking przy zamku był już wypełniony po brzegi skierowaliśmy się na parking
przy plaży ciotkę dalej. Stąd można przejść wzdłuż przystani do zamku lub wyjść
na ulice i przejść kawałek chodnikiem podziwiając zabudowania Niedzicy m.in. słynną
karczmę. Plan był taki by zwiedzić i zamek w niedzicy i w Czorsztynie. Okazało
się, że z jednego zamku do drugiego można przepłynąć statkiem. Na taką atrakcję
nie mogliśmy powiedzieć nie. Kupiliśmy więc wejście na zamek plus rejs po
jeziorze Czorsztyńskim do Czorsztyna i z powrotem. Mieliśmy jeszcze sporo czasu
do wejścia na zamek więc poszliśmy na tamę, jak większa część osób która właśnie
przebywała w Niedzicy. Tamy nie da się przeoczyć. Według Wikipedii to najwyższa
w Polsce zapora ziemna z centralnym uszczelnieniem glinowym. Jej wysokość to 56
m, a długość 404 m. Już sam spacer po takiej zaporze to niemała atrakcja nie
tylko dla dzieci. Słyszałam na własne uszy jak parę dzieci zastanawiało się
głośno, czy ta zapora może nagle ,,pęknąć” i co się wtedy stanie. Spacer tamą to
fajna atrakcja, na deptaku widzieliśmy też ciekawy hmmm mural, przedstawiający wodospad.
Dopiero pisząc ten wpis dowiedziałam się, że elektrownię można oczywiście
zwiedzać. Zauważyłam, że chłopców bardziej interesuje zwiedzania tzw. muzeów techniki
niż typowych „historycznych” muzeów.
Przed wyznaczonym
czasem na zwiedzanie zamku idziemy w
kierunku wejścia kupując po drodze kubek pamiątkowy. Pierwsze wzmianki o zamku
pochodzą z początku XIV wieku, szmat czasu. Ja byłam tutaj ostatnio 24 lata
temu. Byłam tu jeszcze wcześniej kiedy jeziora czorsztyńskiego nie było. Zamek
przechodził przez lata z rąk do rąk. Był własnością wspomnianych już Węgrów
Berzevicych, potem należał do rodu Horvathów, rządzili nim panowie Łascy, ród
Giovanellich i wreszcie na koniec znów węgierski ród Salamonów. Nie podejmę się
prób podania chronologicznej kolejności właścicieli. Rody wymieniały się nim,
zastawiały go, zostwiały na pastwę rozbójników, odbijały z rąk rozbójników.
Szkoda gadać, po prostu przyjmijmy, że zamek ma niezwykle barwne dzieje.
Docieramy do słynnej studni: W głąb studni nie radzi się
zaglądać panom, szczególnie tym którzy nie chcą stracić owłosienia swego
czerepu. Do studni bowiem wpadła niejaka Brunhilda, wepchnięta tam
prawdopodobnie niechcący przez swego małżonka Bogusława. A było to tak: dawno, dawno temu na zamku w Niedzicy zamieszkali młodzi małżonkowie – piękna księżniczka Brunhilda i dzielny książę Bolesław. Poślubna sielanka nie trwała jednak długo, bo Brunhilda – przyzwyczajona do wystawnego życia w pałacu – szybko znudziła się odludną warownią w Niedzicy i zapragnęła bardziej światowych uciech. Swe żale księżna wylewała na nieszczęsnego Bogusława, który całymi dniami musiał wysłuchiwać jej awantur i wiecznych utyskiwań. Pewnego razu Bogusław nie wytrzymał i zaślepiony złością pochwycił żonę i z całej siły odepchnął. Biedaczka wypadła z okna wieży i spadła wprost w otchłań zamkowej studni. Jak wiadomo różne
rzeczy w małżeństwach się zdarzają. Skruszony Bogusław wystawał nad studnią
godzinami krzycząc w jej głąb “Przebacz mi Brunhildo”. Brunhilda okazała się
niebywale wyrozumiałą martwą małżonką, raczyła bowiem wreszcie odkrzyknąć
“Przebaczam Ci Bogusławie łysy”. “Łysy, jaki łysy?” pomyślał długowłosy
Bogusław i nieco zaskoczony, ale jednocześnie uradowany uzyskanym przebaczeniem
udał się na zasłużony odpoczynek. Jakież było jego zdziwienie, gdy na następny
dzień spojrzał w lustro podczas porannych ablucji… zamiast grzebienia
potrzebował już tylko szmatki do polerowania łysiny. Podobno teraz każdy mężczyzna, który ma coś na sumieniu, a spojrzy w jej głębię i nieszczerze wypowie imię swej ukochanej, następnego dnia obudzi się łysy. Nic dziwnego, że w chwili gdy przewodniczka wypowiedziała te słowa panowie jak porażeni na jeden znak odsunęli się od studni. Lepiej nie kusić losu. Pozostali tylko ci którzy już nic do stracenia na głowię nie mieli ;-)
Z innych ciekawostek to tutaj właśnie kręcono film - serial na podstawie jednej z moich ulubionych młodzieńczych książek: "Wakacje z duchami" autorstwa Adama Bahdaja, który napisał scenariusz do tego filmu.18 marca 1971 roku Telewizja Polska wyemitowała,, pierwszy z siedmiu odcinków serii "Wakacje z duchami" zatytułowany "NA ZAMKU STRASZY !". Przy realizacji tego serialu, kręconego zresztą w miejscowościach Niedzica i Krościenko, było trochę problemów ale w końcu ówcześni decydenci dopuścili go do emisji. Kręcono tu również serial: "Janosik" ale były to pojedyncze ujęcia.
Z
zamkiem związanych jest wiele innych legend, m.in. o suchym dębie, który można
zobaczyć niedaleko wejścia do zamku, Inkach i Białej Damie. Pamiętam sprzed lat
historie o skarbie Inków, jednak nasza przewodniczka nie opowiedziała nam jej,
a szkoda, gdyż sama legenda ma wiele poparcia w historii gdyż wątek Inków jest
prawdziwy: Po przejęciu warowni przez Skarb Państwa, zamkiem (mowa o Niedzicy)
opiekowało się Stowarzyszenie Historyków Sztuki podejmując w nim liczne prace
konserwatorskie. W tym samym czasie, za sprawą znanego pisarza Jalu Kurka,
wyszła na światło dziennie niesamowita wręcz historia związana z testamentem
Inków. Źródeł tej nieprawdopodobnej historii należy doszukiwać się w połowie
XVIII wieku, kiedy to Sebastian Berzeviczy, potomek rodu, który wybudował
słynną węgierską warownię w Niedzicy, wyjechał do Ameryki Południowej. Tam
poślubił Indiankę ze szlacheckiego rodu. Z tego związku przyszła na świat ich
córka Umina. Około 1781 r. wybuchło powstanie Indian przeciwko Hiszpanom.
Przywódcą powstania był Tupac Amaru. W tym czasie Umina wyszła za mąż za
bratanka Tupac Amaru noszącego to samo imię. Powstanie odniosło klęskę, a jego
przywódca został stracony. Bratanek wodza pozostał jedynym przedstawicielem,
który mógł objąć tron Inków. Wraz z żoną Uminą, teściem Sebastianem oraz innymi
wodzami indiańskimi, Tupac Amaru zabierają ze sobą część skarbów uciekł do
Europy. Przez kilkanaście lat mieszkali w Wenecji we Włoszech. Tam w
niewyjaśnionych okolicznościach Tupac Amaru został zamordowany. Sebastian
Berzeviczy by chronić życie córki i wnuka Antonia, wyjeżdża z nimi na Węgry.
Schronienie znaleźli na zamku w Niedzicy. Ówczesnym właścicielem zamku była
rodzina Horvathów z Poloscy, która wyraziła zgodę na zamieszkanie uchodźców w
zamku. Nie mieszkali tu jednak długo, gdyż i tu znaleźli ich prześladowcy.
Umina została zasztyletowana i pochowana w krypcie pod kaplicą zamkową. Chory
Sebastian powierzył opiekę nad swoim wnukiem Antoniem swemu bratankowi
Wacławowi Benesz – Berzeviczemu. Akt adopcji został spisany w roku 1797 na
zamku w Niedzicy, w obecności „Rady Emisariuszy Inków”. W akcie była mowa o
testamencie Inków i ich skarbach zatopionych w jeziorze Titicaca w Peru. Wacław
zabrał małego Antonia i wyjechali na Morawy. Przed śmiercią przekazał jeszcze
dokumenty oraz pamiątki rodzinne swemu synowi i nakazał mu, aby sprawami
związanymi z ich pochodzeniem nie zajmował się, gdyż to ponoć przynosiło
nieszczęście. W ten sposób znikła tradycja związków rodzinnych z Inkami. W 1946
roku na zamku w Niedzicy pojawia się potomek Antonia – Andrzej Benesz z Bochni
– i ponownie ujawnia się związek tego zamku z historią Inków. Według informacji
znajdujących się w dokumentach, Andrzej Benesz, w obecności świadków wyciągnął
ze schowka (znajdującego pod progiem zamku) ołowianą rurę. Znajdował się w niej
bardzo zagadkowy dokument. Był to testament Inków spisany inkaskim pismem
węzełkowym „Quipu”. Testament według przypuszczeń miał zawierać informację na
temat skarbów Inków. Próbę odczytania pisma quipu podjął się prawnuk Antonia,
Andrzej Benasz. Późniejsze losy quipu, jak również domniemanego skarbu Inków
pozostają do dziś zagadką. Andrzej Benesz w 1975 r. ginie w wypadku
samochodowym. Źródło: http://www.zamek-w-niedzicy.pl/
Warto zwiedzić ten zamek. Jest dobrze zachowanym budowlą z ciekawą, barwną historią. Jednak największą atrakcją całego dnia były… nietoperze! W jednym z pomieszczeń w Zamku Niedzica, na normalnej trasie zwiedzania, nagle zobaczyłam i wyczułam jak przelatuje kolo nas.
Ja zapamiętałam, że w zamku można przenocować - klika komnat udostępnionych jest dla gości hotelowych.
Na koniec zwiedzania przeszliśmy jeszcze już bez przewodniczki do wozowni z bardzo ciekawymi eksponatami wozów. ech wtedy to były czasy ...
Przechodzimy nad przystań i kupujemy bilety na rejs. Chłopcy posilają się w pobliskim barze i ruszamy na stateczek o burzliwym imieniu: "Halny".
Ze statku podziwiamy widoki na obydwa zamki.
Z przystani na zamek idzie się parę minut, maksymalnie chyba 10 minut spacerkiem. W drzewnym wąwozie jest bardzo przyjemnie więc oddychamy z ulga , gdyż dzisiejszy upał znów daje się we znaki i pewnie znowu będzie burza.
Zamek obecnie jest rezerwatem, częścią Pienińskiego Parku Narodowego, który dba o konserwację i zachowanie tych malowniczych ruin.
Zamek jest jednym z najlepszych punktów widokowych w okolicy.
Zamek w Czorsztynie stanowił Polską odpowiedź na Węgierski zamek w Niedzicy. Należy pamiętać że jezioro Czorsztyńskie które widzimy obecnie to wytwór z drugiej połowy XX wieku. Tak więc w czasach świetności obydwu zamków, nie było jeziora a dolina. Doliną płynął Dunajec, a wzdłuż rzeki prowadził szlak handlowy.
Nie jest na sto procent pewne kto ufundował pierwszy drewniany gród w tym miejscu. Ale prym wiedzie wersja jakoby zamek ufundowała księżna Kinga. Zarządzała ona okolicznymi ziemiami z nadania swojego męża Bolesława Wstydliwego. Drugim potencjalnym fundatorem zamku jest klasztor klarysek który otrzymał te ziemie po śmierci św. Kingi. Jedno co wiemy na pewno to to że warownia powstała w celu ochrony granicy Polsko-Wegierskiej. Zamek za panowania Króla Kazimierza Wielkiego został rozbudowany i umocniony. Dwieście lat później do kolejnej rozbudowy zamku przyczynił się Piotr Kmita, starosta krakowski i pan Wiśniczu.
Jak przystało na zamek graniczny, w jego historii znajdziemy zarówno wydarzenia dyplomatyczne jak również krwawe bitwy. Władysław Jagiełło rozbił tu oddziały husytów rabujących Spisz. Zamek został zdobyty przez Aleksandra Kostkę Napierskiego, przywódcę powstania chłopskiego. W XVIII wieku zamek został zniszczony podczas walk o władzę pomiędzy Stanisławem Leszczyńskim a Augustem III Sasem, a po pożarze w 1790 roku ruiny zostały opuszczone. Zamek w Czorsztynie został przejęty przez Austrię.
W 1819 roku dobra czorsztyńskie zostały nabyte przez Jana Maksymiliana Drohojowskiego i pozostał w rekach rodziny do czasów nacjonalizacji w 1945 r.
Od 1951 r. prowadzono na zamku prace konserwatorskie.
Co jeszcze mogę powiedzieć o Niedzicy?
Bardzo fajnie zagospodarowana część z plażą. Widać, że utworzenie Jeziora Czorsztyńskiego wpłynęło bardzo pozytywnie na rozwój turystyki. Podobno po ponad 30 latach podważa się sens utworzenia sztucznego zbiornika jako retencyjnego, w tej chwili odchodzi się od sztucznych regulacji rzek. tutaj moim zdaniem jeziora wpasowaly sie malowniczo w krajobraz i polożenie dwóch zamków.
Ciekawostka dopisana 10.01.2020 r.:
Zamek w Niedzicy był w Wiedźminie Netflixa! Czujne oko fanów dostrzegło, że w 3. odcinku wykorzystano ujęcia z zamków w Niedzicy i Czorsztynie. Oczywiście i tym razem otoczenie zamku zostało bardzo mocno zmienione i otoczone wygenerowaną komputerowo krainą. Zamek Dunajec "pełnił rolę temerskiej warowni. Widać go dwukrotnie: pierwszy raz 11:15 oraz 20:01. Na komputerowo wygenerowanym obrazie jezioro Czorsztyńskie zastępują wierzchołki drzew. To nic odkrywczego biorąc pod uwagę ze jeszcze w latach 80 tych były tu własnie drzewa. Budowę zbiornika zakończono w 1998 roku.
Więcej: https://www.antyradio.pl/Film/Seriale/Nie-tylko-Ogrodzieniec-w-Wiedzminie-zagral-tez-inny-polski-zamek-Byliscie-tam-37991
foto: Wikipedia / Zygmunt Put/ kadr z wideo |
Wracamy do naszego schroniska. Duży ruch, dużo turystów a na nas czeka wypasiony placek po węgiersku. Bartek na prośbę otrzymuje placki ze śmietaną.
Robię pamiątkowe zdjęcia z sali jadalnej. jutro już wyjeżdżamy. Ale to nie koniec przygody...
Ciekawy patent na wieszanie zdjęć.
Poranna trasa, piękne serduszko się utworzyło.
Dla takich widoków warto wstać o 3.30...
OdpowiedzUsuńWarto :-)
OdpowiedzUsuń